Kiedy mężczyzna idzie do androloga

z prof. Arturem Wdowiakiem, specjalistą ginekologiem‑położnikiem, andrologiemi
z dr. 
Szymonem Bakalczukiem, ginekologiem‑położnikiem i andrologiem,
rozmawia Wojciech Brakowiecki,
rzecznik prasowy Uniwersytetu Medycznego w Lublinie

  • Historia andrologii sięga lat 50. XX wieku, czy mimo to spotykacie się Panowie z pytaniem: „a co to takiego”?

Sz.B.: – To standardowe pytanie nie tylko ze strony laików. Lekarze, pielęgniarki, położne miewają często wątpliwości, czym zajmuje się andrologia. Ponieważ jest to nauka, która zajmuje się układem rozrodczym mężczyzny, żartobliwie można powiedzieć od poczęcia do śmierci, zarówno w okresie rozwoju cech płciowych w dzieciństwie, w okresie dojrzewania, także życiem seksualnym młodego człowieka, jego zdolnością do posiadania potomstwa, jak i wszelkimi innymi problemami, związanymi z układem rozrodczym. Andrologia jest czymś analogicznym do ginekologii, tylko dotyczy mężczyzn.

  • Dlaczego ginekolodzy zajmują się andrologią?

A.W.: – Ginekolog ze względu na swoje wykształcenie, nie jest w pełni przygotowany do leczenia mężczyzny. W programie specjalizacji z ginekologii nie ma problematyki związanej z męskim układem rozrodczym. Oczywiście jest pewien zakres dotyczący leczenia bezpłodności, ale jest to zbyt wąski fragment, żeby zająć się szeroko rozumianym zdrowiem mężczyzny.

  • Czy dzisiaj o rozrodczości możemy mówić osobno dzieląc na ginekologię i andrologię?

Sz.B.: – Założenie jest takie, że para oczekująca potomstwa powinna się zgłaszać do nas wspólnie, aby zająć się zarówno stroną męską, jak i kobiecą. Przyczyny niepłodności leżą po obu stronach i rozkładają się symetrycznie po 50 procent. 30 procent męski czynnik, 30 żeński i 40 procent sytuacje mieszane, gdzie obniżona płodność mężczyzny, spotykająca się z obniżoną płodnością kobiety, skutkuje w efekcie brakiem potomstwa. Leczenie mężczyzny od 50–70 lat stało się domeną andrologów. Istnieją certyfikaty androloga klinicznego, udzielane zarówno przez Europejską Akademię Andrologii, której jestem członkiem i certyfikaty kliniczne Polskiego Towarzystwa Andrologicznego, o które mogą się ubiegać specjaliści zarówno z ginekologii, urologii, jak i endokrynologii.
Mam odczucie, że społecznie andrologii dopiero się uczymy, bo o ile kobiety od lat i pokoleń są przyzwyczajone do opieki ginekologicznej, to w przypadku mężczyzny, sprawa wcale nie jest oczywista.
A.W.: – Trudno się nie zgodzić. Istnieje takie przekonanie wśród mężczyzn, którzy trafiają do nas jako pacjenci, że jeżeli nie ma problemów z erekcją, mają wytrysk, to znaczy że są zdrowym, płodnym człowiekiem. Natomiast w ostatnich latach nastąpił bardzo intensywny rozwój różnych metod badania nasienia. Wyszliśmy poza standardową analizę nasienia, która nie jest w stanie w pełni ocenić zdolności rozrodczych mężczyzny. Okazuje się, że mężczyźni z prawidłowymi i nieprawidłowymi spermiogramami osiągają ciążę niemalże w tym samym czasie i to rodzi potrzebę dalszych badań nasienia, którymi powinni zajmować się androlodzy. Możemy także badania męskiego układu rozrodczego rozszerzyć o badania genetyczne.

  • Ale postawa, że chodzenie do lekarza jest niemęskie, ciągle pokutuje.

Sz.B.: – Rzeczywiście tak jest, chociaż obecnie mamy coraz częściej bardzo prawidłową sytuację. Para, która rozpoczyna starania o dziecko, rozpoczyna je także od badań mężczyzny. Są to nieinwazyjne badania, polegające na tym, że wstępnie oceniamy wartości predykcyjne badania spermiogramu, a w razie jakichkolwiek wątpliwości możemy poszerzyć zakres o badania specjalistyczne. Pewnym problemem jest to, że wszystkie te badania nie są refundowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Jako Polskie Towarzystwo Andrologiczne, czynimy o to starania i być może w tym roku pojawią się pierwsze możliwości diagnostyki andrologicznej refundowanej przez NFZ lub objęte zostaną one specjalnymi programami rządowymi.

  • Co ciekawe w kontekście naszej rozmowy, możemy mówić o „lubelskiej szkole andrologii”.

Sz.B.: – To nie podlega dyskusji! Obaj wywodzimy się z tej samej szkoły, którą rozpoczynali profesorowie Michał Bokiniec i Marian Semczuk, a my staramy się tę szkołę godnie kontynuować i reprezentować. Obaj pełnimy wysokie funkcje w Zarządzie Polskiego Towarzystwa Andrologicznego. Jestem prezesem PTA, a prof. Artur Wdowiak – skarbnikiem. Mamy więc olbrzymi wpływ na kierunki, w jakich rozwija się zarówno organizacyjnie, jak i naukowo andrologia. Staramy się organizować kursy andrologiczne. W bieżącym roku planujemy dwa wydarzenia szkoleniowe. Pierwsze z nich, to kurs andrologiczny, który jest niezbędny do uzyskania certyfikatu androloga klinicznego, a we wrześniu, w Lublinie, zaplanowane mamy kolejne Dni Andrologiczne – Międzynarodowy Kongres Andrologiczny, a my stanowimy komitet organizacyjny tego wydarzenia.

  • Na naszym uniwersytecie są prowadzone badania nad płodnością mężczyzn. Kiedy będą wyniki?

A.W.: – Istota tych badań jest ukierunkowana na znalezienie odpowiedzi, co może wpływać na spadek możliwości prokreacyjnych mężczyzn.

W ciągu ostatnich lat obserwujemy spadek parametrów nasienia męskiego. To jest ogólnoświatowa tendencja. Nie wiemy, co jest tego przyczyną. Jednym z potencjalnie szkodliwych czynników może być nasza ekspozycja na urządzenia i łączność bezprzewodową, która jak wiemy rozwija się błyskawicznie. Dzięki wsparciu Uniwersytetu Medycznego w Lublinie od kilku lat zajmuję się wpływem czynników szkodliwych na parametry męskiego nasienia. Program badawczy polegał na tym, że ochotnikom dawaliśmy dozymetry, czyli urządzenia, które mierzyły ich codzienną ekspozycję na pole elektromagnetyczne związane z łącznością bezprzewodową. Po tych pomiarach badaliśmy parametry nasienia, potencjał oksydoredukcyjny nasienia i uszkodzenia (fragmentację) DNA. Obecnie jesteśmy w trakcie opracowania materiału i na wiosnę zobaczymy wyniki, w jaki sposób wspomniana ekspozycja wpływa na parametry nasienia i jego układ genetyczny, który również odpowiada za uzyskanie zapłodnienia i potencjał oksydoredukcyjny. Uniwersytet Medyczny w Lublinie zakupił także jeden z pierwszych w Polsce aparat MIOXSYS do badania potencjału oksydoredukcyjnego.