Im zdobniejsze dekoracje, tym częściej ludzie wracają do teatru. Ta zasada musi przyświecać młodemu lekarzowi przy urządzaniu gabinetu, jeśli chce osiągnąć sukces. Na liście must have jest powóz, elegancki strój czy przychylność kobiet. Z okazji świąt i karnawału przypominamy przewrotną lekturę, stojącą w jawnej sprzeczności z drogą zawodową autora. Książkę sprzed 200 lat, w której lekarz i naukowiec radzi doktorom zaczynającym praktykę, jak oszukując i stwarzając pozory dojść do majątku.
Profesor Jakub Fryderyk Hoffmann (1758‑1830) był znakomitym lekarzem chirurgiem i przyrodnikiem. Zanim uzyskał tytuł doktora nauk medycznych został farmaceutą. Autor prac botanicznych i medycznych, pedagog, współtwórca i profesor Szkoły Lekarskiej, wreszcie profesor zwyczajny Uniwersytetu Warszawskiego.
Dorosłym dzieciom
W żadnym biogramie, a jest ich sporo, bo Hoffmann to ciekawa postać, nie ma wzmianki o niewielkiej książce, którą wydał w 1823 roku: „Doctrina perversa. Nauki doświadczonego praktyka dane synowi, który w stopniu doktora medycyny z zagranicy wraca”.
Jak autor zauważa we wstępie, wydawnictwo ma służyć dorosłym dzieciom, a mianowicie „przewrotnie usposobionym młodzieńcom w sztuce lekarskiej, ku przestrodze, nauce i poprawie”.
Narratorem jest lekarz, którego syn Beniamin tydzień wcześniej wrócił z zagranicy, gdzie studiował medycynę. Ojciec postanawia dać mu lekcje medycyny praktycznej, bo choć młody ma wiedzę teoretyczną, on musi zająć się nauką wykonywania zawodu, czytaj: zarabiania pieniędzy. Zwłaszcza że tatuś mówi wprost: zmarnowałeś mi 30 tysięcy na głupoty i pustoty, nie sądź, że ci dług płazem będzie puszczony.
Na początek zaleca poszukanie w pewniej odległości miejsca na gabinet, bo dwóch lekarzy nie może konkurować w jednej kamienicy. Syn ma wynająć piękne mieszkanie ze stajnią i wozownią.
Wszystko wytworne
Ojcowskie rady dotyczą najdrobniejszych szczegółów.
– Im składniejsze będzie twoje pomieszkanie, tym więcej ci ono zjedna u odwiedzających poważania. W przedpokoju służący przyjmuje i melduje pacjentów lub osoby przybywające z interesami. Powinno tam być najmniej sześć krzeseł i stół modnej roboty, zwierciadło. Resztę miejsca może zająć biblioteka. W gabinecie wszystko wytworne: wygodna kanapa, trzy piękne fotele, biurko okazałe z półkami, kałamarz, pióra. Scyzoryki, lak, papier przygotowany na wypisanie recept – wylicza ojciec, który zaleca resztę biurka założyć dziełami lekarskimi w obcych językach, do tego najnowsze lekarskie dzienniki, manuskrypty, listy, bilety.
– Ściany zastaw szafami z książkami, ale zawsze zamykaj je na klucz. Lepsze dzieła na oku, lichsze za zielonymi firankami – precyzuje zabiegi, które mają „zwrócić ku synowi powagę”.
Młody lekarz ma szczególnie zadbać o bawialny pokój i salon, gdzie będzie przyjmował godniejszych pacjentów i gości. Meble, zwierciadła, obrazy, wazony. Wszystko ma być rzadkie, ale wspaniałe i gustowne. Może ktoś przez pomyłkę zajdzie do kuchni, dlatego i ona musi pięknie wyglądać. Jak kuchnie holenderskie, hamburskie i gdańskie. Wszystko lśni i błyszczy jak nowe.
– Zwróci to uwagę kobiet, które tam przypadkiem zajrzą i rozgłoszą po mieście. Będzie to wszystko wprawdzie niemało kosztować, ale rachuj na to, że pacjenci będą lepiej płacić. Widząc Cię w przepychu, najmniej dukacika każdy wsunie, bo się powstydzi dać kilka złotych. Wkład się zwróci za 4‑5 lat a meble zostaną w czystym zysku – wylicza ojciec, który przestrzega przed pospolitowaniem się i wpuszczaniem każdego, o każdej porze. – Lekarze, którzy tak robią i dwadzieścia nieraz recept nagryzmolą nim im za jedną zapłacą.
Przypadłość za fraszkę
Stary lekarz ludzi dzieli na trzy grupy: zdrowi, którzy mogą zachorować; koledzy, którzy z kuracji chorych żyją lub żyć zamierzają i chorzy faktycznie, czyli pacjenci. Reszta Beniamina ma nie obchodzić.
Syn zawołany do chorego, pierwszą wizytę ma poświęcić na wybadanie choroby. Zgłębiać ją ze wszystkimi przyjętymi formalnościami i pilnować, żeby żadnej nie pominąć. – Pytaj więcej niż byś powinien, zapisz niezbyt długą ale nietanią receptę. Inaczej byś sprawił wrażenie, że choroba mało znacząca, tylko słabość – instruuje narrator.
Chorobę weneryczną podaje za przykład nieprzebranej studni z której trzeba czerpać, bo czasami, dzięki takiemu pacjentowi jest zysk przez kilka lat. – Dobry rzemieślnik się stara, by jego roboty końca nie miały – radzi. I daje wskazówki, jak przez ponad tydzień leczyć lekką niestrawność. Tłumacząc, że gdyby było choremu lepiej w jeden dzień, krewni uznają przypadłość za fraszkę, która nie wymagała wielkiej umiejętności i sztuki wyleczenia, dadzą dwa talary, a mogą dwanaście.
Zaleca unikanie nowoczesnych metod leczenia i stosowania nowych leków. – Kogo wyprowadzić nie możemy wysyłamy do wód, a kto nie płaci niech szuka innego – sugeruje bezceremonialnie.
Wynalazca i wakcynolog
Rady z „Doctrine perverse” można traktować wprost a nie à rebours do momentu poznania działalności profesora Jakuba Fryderyka Hoffmanna. Na początku XIX wieku propagował szczepienia przeciw ospie, osobiście zaszczepił ok. 3 tys. dzieci. Bezpłatnie pracował jako lekarz w lazarecie w Tokarach koło Płocka. Brał udział w powstaniu kościuszkowskim, potem był lekarzem legionistów Henryka Dąbrowskiego. Miał stosować własny sposób leczenia malarii. Na podstawie doświadczeń medycznych skonstruował narzędzie chirurgiczne do wydobywania kul karabinowych z ran postrzałowych. Opracował też model paska przepuklinowego oraz kamizelkę ratunkową.
Trudno więc uznać poglądy ojca Beniamina za poglądy profesora. J.F. Hoffmann raczej by nie sugerował młodszemu koledze: Im głupszy pacjent tym łatwowierniejszy, nikczemną słabość za niebezpieczną chorobę sprzedawać uchodzi. Tak stając się mu potrzebniejszymi, głębiej w kieszeń sięgamy. Zamożność, nadętość, urojenia i grymasy, tego szukamy w naszych pacjentach. Zbieraj, znoś, skąd, gdzie i co możesz a dobrotliwą Samarytanina miłosierność zostaw na starość, to jest, gdy na pieniądzach siędziesz. Wszak nawrócony grzesznik więcej znaczy niż 99 sprawiedliwych.

„Zasady nauki o roślinach” J.F. Hoffmanna. Podręcznik dla nauczających i uczących się, wydany w Warszawie w 1815 roku, nadal bywa na aukcjach antykwarycznych. Ostatnia cena to 4 180 złotych.
Oprócz wielu aktywności J.F. Hoffmann, któremu Warszawa zawdzięcza Ogród Botaniczny, znajdował czas na tłumaczenia. W niektórych bibliotecznych opracowaniach pojawia się informacja o Jakóbie Irenofilu Elpenorze, ewentualnym autorze niemieckiego wydania. Jeśli profesor był jedynie tłumaczem, kim jest Irenofil Elpenor?
Wyszukiwarki lokalizują go jedynie w kontekście Hoffmanna, który na dodatek zaprojektował łódź podwodną, by uprowadzić z twierdzy w Petersburgu więzionego Tadeusza Kościuszkę. I nie jest to bynajmniej opowieść wigilijna, profesor Hoffmann istniał, jest pochowany na cmentarzu ewangelickim w Warszawie.
Janka Kowalska