Matko, unikaj sztucznego chleba, zapomnij o wędlinach, soli i alkoholu! W czerwcu zwykle więcej uwagi zwraca- my na dzieci. To dobry czas, by przypomnieć zalecenia dla troskliwych rodziców zawarte w poradniku XIX-wiecznego niemieckiego… proboszcza. Ówczesny autorytet z zakresu zdrowia i higieny zebrał wskazówki, jak postępować z dziećmi chorymi i zdrowymi. Sięgniemy też po specjalistyczną publikację z tamtego czasu, której autor analizuje przypadek krzyku dzieci przed ich narodzinami.
Sebastian Kneipp (1821- 1897), bawarski ksiądz katolicki i teolog, napisał poradnik „Jak pielęgnować dzieci zdrowe i jak leczyć chore”, gdy był proboszczem w Wörishofen. Publikacja, określana mianem prekursorskiej, zwracała uwagę na zagadnienia higieny oraz diety maluchów i starszych dzieci. Pomysły robienia okładów z gliny lub ziemi na miejsca zranie- nia czy ukąszenia owadów brzmią dziś nieprawdopodobnie, ale pokazują stan wiedzy sprzed 130 laty.
Pradziadek Bebiko
W pierwszych dniach życia zdrowe dziecko można kar- mić kawą żołędziową z mlekiem, po kilka łyżek 6-8 razy na dobę. I tak do roku. Można też dawać kawę słodową (wynalazek Kneippa), ale zawsze mleko musi być dobre, tłuste lub z dodatkiem śmietanki. Autor poradnika mówi też o rozcieńczaniu mleka i dodawaniu kleiku jęczmiennego lub owsianego z odrobiną cukru. Specyfik ten należało gotować w hermetycznych flaszkach. Alternatywą dla XIX-wiecznych kobiet, które nie karmiły piersią, było stosowanie zwykłego mleka, ale prze- gotowanego kilka razy! Bezpośrednio po udoju.
„Najlepiej jest, gdy dziecko do lat trzech nie je mięsa, zwłaszcza wołowego i wieprzowego, to ostatnie przyczynia się do rozwinięcia skrofułów [dawne określenie gruźlicy węzłów chłonnych – red.)]. Później dawać czasami kotlecik siekany niewysuszony” – radzi proboszcz, a za nim przyjaciel zdrowia.
Rodzice powinni też pamiętać, że chodzenie boso hartuje i zapobiega bólom głowy i zębów.
Zanurzanie, obmywanie
Zarówno ksiądz autor, jak i powielający jego poglądy redaktor wydawca to antyszczepionkowcy.
W rozdziale, w którym dziecięce przypadłości zebrano alfabetycznie, od angielskiej choroby (krzywicy), przez rude włosy po żółtaczkę, jest też mowa o ospie.
„Koszula z odwaru siana stosowana raz na 2-3 tygodnie ma niemal tę samą własność, co szczepienie ospy. Wzmacnia i uodparnia organizm, naturalnie przy odpowiednim żywieniu” – takie zalecenia znajdą rodzice w bardzo popularnej i wiele razy wznawianej książce. Chodziło o płócienną odzież moczoną w różnego rodzaju wywarach i zakładaną osobom cierpiącym na niemal wszystkie przypadłości.
Ksiądz był propagatorem wszelkich zabiegów hydroleczniczych. Okłady, obmywania i za- nurzania na kilka sekund w zimnej wodzie nawet kilkudniowych niemowlaków – to zalecał w poradniku najczęściej.
Gdy dziecko zachoruje na ospę? Należy mu codziennie obmywać ciało i zakładać ową koszulę z odwaru siana. Jeśli główna choroba zostanie przerwana, jednego dnia trzeba stosować koszu- lę, drugiego półkąpiel, a trzeciego całkowite obmywanie.
Na żółtaczkę? Wedle poradnika leczy się ją, podając choremu dziecku ziarnka jałowca i herbatę piołunową. Letni napar z owsianej słomy stosować do namoczenia owijaka, w którym chory, zawinięty od ramion po kolana, ma przebywać półtorej godziny dziennie. Prawie identyczne zalecenia, ale bez podawania jałowca i piołunu, były przy tyfusie.
O izolacji i higienie ani słowa. Nic dziwnego, bo gdy proboszcz pisał swój poradnik, było jeszcze daleko do hipotezy, że żółtaczkę zakaźną wywołuje czynnik mniejszy od bakterii i że jest to wirus.
Dobre recepty
Dzieciom cierpiącym na ból zębów powstały wskutek prze- ziębienia ordynowano zanurzenie do ramion w zimnej wodzie. Gdy małemu pacjentowi spuchła buzia, stosowano chustkę zmoczoną w zimnej wodzie jako okład. Najlepiej było mieć w XIX w. katar i chrypę, bo oprócz zalecenia, by leżeć w łóżku i obmywać się wodą z octem, dostawało się do picia herbatę z kwiatu lipowe- go, daktyli, fig i rodzynków z miodem lub cukrem.
I jeszcze przykład zaleceń dotyczących urody. Gdy na świat przyszło dziecko rude, ks. Kneipp sugerował w poradni- ku obmycie noworodkowi głowy… zsiadłem mlekiem. Jak zapewniali autor i wydawca, po takim zabiegu dziecko na pewno będzie miało śliczne jasnoblond włosy.
Kneipp nie był lekarzem, ale udzielał porad. Coraz więcej ludzi czytało jego książki i przyjeżdżało do Wörishofen. Proboszcz otworzył łaźnię, z czasem lecznicę. To dzięki niemu jego parafia stała się uzdrowiskiem.
Nadal działają Związek Lekarzy Kneippa i Konfederacja Kneippa, skupiające zwolenników jego metod.
Profesorskie i naukowe
Gdy w księgarniach pojawiały się kolejne edycje tłumaczeń i wydawnictw będących opracowaniem tekstów proboszcza Kneippa, w Krakowie nakładem uniwersyteckiej oficyny ukazała się publikacja o rozbudowanym tytule: „Uwagi nad oddychaniem dziecięcia w żywocie matki. Uwagi pod względem sądowo-lekarskim nad dziecięciem w krakowskim zakładzie położniczym nieżywo porodzonym, którego krzyk w żywocie matki, na 14 godzin przed urodzeniem przez matkę i otaczających po dwakroć wyraź- nie był słyszany”.
Autorem był starszy o 26 lat od ks. Kneippa Fryderyk Hechel, ówczesny profesor Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Jagiellońskiego. Krzewiciel trzeźwości wykładał historię medycyny, medycynę sądową. Zajmował się zagadnieniami działalności policji lekarskiej. I właśnie granica, kiedy dziecko umiera przed narodzinami, a kiedy po, bardzo go interesowała.
Jak pisklak?
Hechel wspomina wielu lekarzy opierających się na własnym doświadczeniu, którzy uważają, że niepodobną jest rzeczą, aby dziecię mogło oddychać wcześniej, niż jego główka, pierś i brzuszek wyszły z łona. Nawet nie przypuszczają, że powietrze może się wcześniej dostać do ust dziecka. Uważają, że dziecko narodzone nie może zo- stać przy życiu bez oddychania. Jeśli w zmarłym dziecku znajdą dowody oddychania, mają pewność, że po urodzeniu żyło. Jeśli nie, przed porodem umarło.
Dowodem na krzyki płodu miały być dla niektórych lekarzy popiskiwanie niektórych piskląt w skorupce jajka. Kontrargument – pisklęta nie są zanurzone w płynie jak nienarodzone dziecko.
Profesor Hechel w opisie przypadku, którego był świadkiem, widzi przykład pochopnego wydawania sądu o winie lub niewinności matki sądzonej za dzieciobójstwo.
Dzieci służącej
Chodziło o 30-letnią służącą Annę Tokarską z Galicji, która jesienią 1841 r. trafiła do krakowskiego szpitala z powodu malarii. Potem, ponieważ była w ciąży, leżała w zakładzie położniczym. Gdy doszło do porodu, okazało się, że kobieta ma bardzo wąską miednicę, a dziecko jest źle ułożone. W efekcie nawet nie używano przygotowanych kleszczy, tętno płodu słabło, dziecko urodziło się martwe. Cztery lata później kobieta znów była w ciąży i znalazła się w szpitalu. Problemy z ułożeniem dziecka i budową kobiety się powtórzyły. Poród trwał drugą dobę, gdy położna kliniczna i uczennice usłyszały przytłumiony krzyk dziecka. Matka zwróciła na to uwagę, mówiąc, że dziecię w niej płacze.
Autor publikacji i świadek wydarzenia wytłumaczył to bardzo długim rodzeniem, w czasie którego dziecko zaczerpnęło wprowadzonego powietrza, oddychało i krzyczało, a przy zmianie pozycji zostało zalane pozostałymi wodami płodowymi. Stąd słychać było płacz i widać gwałtowne ruchy. I zmarło.
„Gdyby matka ten poród bez świadków i pomocy od- była, dziecko wzięte pod śledztwo by wykazało, że miało wszystkie oznaki życia. Nie umiałaby się wytłumaczyć z zarzutu o istniejącym i wygasłym życiu dziecka. Niewinną by mogli potępić na ciężką karę” – dowodzi profesor Hechel i przytacza pełne wyniki sekcji zwłok córki Anny Tokarskiej. Świadczą one, że dziecko nie miało żadnych wad, a w płucach było powietrze.
Cytuje też publikowane relacje innych lekarzy, którzy w swojej praktyce słyszeli krzyki dziecka 48 godzin przed jego urodzeniem. Jeden z nich, nawet gdy siedział przy sto- le z ciężarną żoną.
Jest świadectwo skomplikowanego porodu, podczas którego lekarz wprowadził rękę do macicy, by zmienić ułożenie dziecka. Wszystko potoczyło się tak nieszczęśliwie, że złamał mu kość udową. Wówczas on i matka usłyszeli krzyk, który trwał kilka sekund. Z powodu dalszych komplikacji nie udało się dziecka uratować.
Janka Kowalska