MEDICUS 4/2015
Rozmowy terapeutyczne
Reaguj, ale nie mów: „Idź do domu”
z Jerzym Wielguszewskim, psychiatrą, wieloletnim ordynatorem oddziałów odwykowych w Szpitalu Neuropsychiatrycznym w Lublinie i założycielem Stowarzyszenia Nadzieja dla osób uzależnionych od alkoholu, rozmawia Anna Augustowska
• W środku dnia policja zatrzymuje lekarza, który jadąc samochodem powoduje kolizję, we krwi ma ponad 2 promile alkoholu i właśnie wyszedł z pracy. Inny lekarz kolejny raz traci prawo jazdy, bo prowadzi pod wpływem alkoholu i leków; jesienią umiera lekarka, która po prostu się zapija. Nikt nie widział, czy nie chciał widzieć?
– Pytasz czy ludzie, z którymi ci ludzie pracują, powinni zareagować? Jakoś ich powstrzymać, tym bardziej że to nie były jednorazowe zdarzenia, tylko często wieloletnie picie? Też tak uważam. Tylko, że rzadko to się zdarza. Bo zareagować, to wziąć za tego człowieka odpowiedzialność, ale też narazić się, wejść w trudną sytuację i dać radę. Przecież nie ma wątpliwości, że te pijące osoby nie ucieszą się, kiedy ktoś zacznie zwracać im uwagę, namawiać na leczenie, na szukanie profesjonalnej pomocy. Raczej wiadomo, że zareagują agresją, niezadowoleniem, „co ci do tego, to moja sprawa”. Po co więc się wtrącać? Najprościej powiedzieć: „Idź do domu, wyśpij się”. A co, jeśli tą osobą jest szef? I o jego piciu trzeba by zawiadomić dyrekcję, albo wezwać policję? Jak tu uniknąć opinii donosiciela, prawda?
• Czyli nic nie robić i czekać, że ta osoba kiedyś jakoś sama się opamięta?
– Alkoholizm to choroba. Postępująca i śmiertelna, jeśli nie będzie leczona. Lawinowo rośnie grupa osób uzależnionych. Ktoś wręcz powiedział, że mamy teraz wiek depresji i uzależnień. Rośnie liczba samobójstw. Ludzie nie radzą sobie. Gubią się. Reagując pokazujemy, że chcemy kogoś ratować ale nie wygłaszając mu dęte mowy i pouczając, bo to, niestety, nie skutkuje. Podobnie jak odsuwanie od obowiązków zawodowych, odsyłanie do domu, bo tam właśnie zacznie pić bez hamulców czy branie za tę osobę dyżurów itd.
Skutecznie działa tylko jednoznaczne, mocne postawienie warunków: albo się leczysz, albo czeka cię zwolnienie dyscyplinarne. Przecież każdy ciąg alkoholowy to próba samobójcza! Jeśli to konieczne, trzeba natychmiast odstawić taką osobę na detoks – to tylko dwa tygodnie,
ale taki jest początek drogi. Nie ma innego wyjścia – najpierw odtrucie, a potem 8 tygodni starań o utrzymanie trzeźwości (minimum tyle czasu potrzebuje organizm, aby pozbyć się toksyn), aby człowiek już w trzeźwości zaczął przewartościowywać swoje życie, zrobił bilans, co mu się opłaca: dalej pić, czy zawalczyć o wyzdrowienie.
• Od prawie ćwierć wieku leczysz osoby uzależnione od alkoholu, także lekarzy, swoich nierzadko kolegów. Stawianie ich pod ścianą: albo leczenie, albo zwolnienie pomaga?
– Wielu osobom tak – bo co innego im pozostaje? Nie ukrywam, że czasem trzeba nawet pójść dalej i skierować sprawę do Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych albo do prokuratury (sprawy o znęcanie się fizyczne i moralne wcale nie należą do rzadkości), ale tu potrzebna jest współpraca z rodziną i najbliższymi osoby uzależnionej. Nie jest to ani łatwe, ani miłe, ale uważam, że tylko takie stawianie sprawy, bez owijania w bawełnę, jest przejawem prawdziwej pomocy, jest ZAOPIEKOWANIEM SIĘ chorym człowiekiem. Alkoholika, który pije od 15 czy 20 lat już same dobre rady nie uzdrowią. Trzeba stanowczych działań, które muszą doprowadzić do tego, aby ta osoba na minimum rok rozstała się z alkoholem.
• A jeśli mimo to człowiek wróci do nałogu?
– Wszystkim nie można pomóc – tak już jest. Ale wszystkim można chociaż spróbować dać szansę na wyleczenie i życie bez „podpórek”, jakimi są alkohol, narkotyki i inne środki psychoaktywne.
Alkoholizm to choroba mająca złożone podłoże biologiczno-psychiczno-społeczne i duchowe. Na każdym z tych poziomów dochodzi do pewnych, nazwijmy to, wypaczeń. Są osoby, które mają biologiczne (genetyczne) uwarunkowania do alkoholizmu i trzeba mieć tego pełną świadomość zaczynając pić. Już w młodości, kiedy sięga się po pierwsze piwo, czy lampkę wina. To także wśród tych osób jest najwięcej alkoholików, którym, mimo wielokrotnych prób podejmowania leczenia, nie uda się pomóc. Nawet zamykając ich na oddziałach więziennych. Wyjdą i zaczną od nowa…
Największą grupę uzależnionych stanowią osoby nieradzące sobie ze swymi emocjami – takie, które się w nich gubią. Piją, aby nie czuć złych emocji, depresji czy lęku, bo alkohol to tłumi, na chwilę uwalnia od nich, ale też piją, kiedy są szczęśliwi, bo czują, że to za mało, za słabo, chcą wręcz unosić się nad ziemią i alkohol służy do takiego „podbijania” nastroju, ma uskrzydlać. Tu bardzo dobre efekty daje psychoterapia, grupowa i na meetingach AA, ale także indywidualna, połączona ze spotkaniami z rodziną i bliskimi osoby uzależnionej.
• Same leki nie wystarczą?
– Podajemy leki np. coaxil czy campral. Są pomocne, często wręcz nieodzowne w pokonywaniu głodu alkoholowego. Ale utrzymanie abstynencji to jedno, drugie to poradzenie sobie z życiem na trzeźwo, z jego dobrymi i złymi przejawami. I tu potrzebny jest pewien trening, którego leki nie dadzą a pomoże psychoterapia. Idealnie, kiedy decyduje się na nią cała rodzina. Trzeba ustawić nowy system wartości, stworzyć sobie pewien porządek, w którym na pierwszym miejscu nie będzie już alkoholu ale bliscy, praca, pasja czy hobby. Mam pacjentów, którzy wyszli z nałogu, a trzeźwość utrzymują dzięki swoim zainteresowaniom, które stają się „zastępcami alkoholu”. Czasem to wygląda tak, jakby ktoś wpadł w drugi nałóg np. zaczyna uprawiać intensywnie sport, albo pogrąża się w pracy zawodowej. Ale nie pije, nie wyniszcza organizmu, ratuje się. I żyje.