Leczą i liczą

MEDICUS 1-2/2015

Leczą i liczą

Po negocjacjach do białego rana i kilkudniowym pacie, lekarze związani z Porozumieniem Zielonogórskim wrócili 7 stycznia do swoich przychodni. Lubelszczyzna była prawdziwym bastionem ich sprzeciwu. Na szalę położyli swój majątek, kredyty, los swoich oddanych pracowników i szacunek pacjentów.

Sześć długich dni trwała medialna kanonada na linii rząd – lekarze POZ. Ta nowa odsłona wojny polsko-polskiej obfitowała w podjazdy, podejrzenia, oskarżenia, inwektywy, a nawet wyzwiska, których dziś nie wypada przypominać. Ogórkowy sezon sylwestrowo-noworoczny media zamieniły w show, którym bawił się cały naród przed telewizorami, lepiej niż przy szopce noworocznej. Nikomu na szczęście włos z głowy nie spadł! Dopiero po rozwiązaniu sporu, Bartosza Arłukowicza poparła pani premier. Jednocześnie w setnym dniu swojego urzędowania premier skrytykowała lekarzy. „Sama będąc lekarzem rodzinnym, obserwowałam sytuację i miałam wrażenie, że ktoś pomylił chyba zawód” – stwierdziła filozoficznie dr Ewa.

 

Kto znokautował pacjenta?

 

Od Nowego Roku trwało w mediach ogólnonarodowe śledztwo, kto zatrzasnął drzwi przychodni i kto schował klucz. Lekarze czy minister? Co bardziej krewcy związkowcy szykowali już nawet list gończy za panią premier! Otwórzcie przychodnie, to pogadamy – proponował wiceminister Neumann. Pogadajmy, to otworzymy – odpowiadał prezes PZ Jacek Krajewski. Tymczasem dr Arłukowicz, niczym rozkapryszony celebryta, prężył muskuły i chorych z katarem odsyłał do SOR. W cichej wojence z lekarzami nie zapomniano nawet o nieboszczykach. Rządowe Centrum Bezpieczeństwa tak się nimi przejęło, że już 2 stycznia na polecenie ministra zdrowia poprzez wojewodów nakazało zespołom ratownictwa medycznego przejęcie od lekarzy POZ obowiązku stwierdzania zgonu
pacjentów. Minister straszył niepokornych lekarzy, że trzeba będzie wyrabiać nowe pieczątki, składać pełną ofertę papierową i elektroniczną, uzyskiwać nowe kody dostępu do portali i zbierać ponownie deklaracje od tysięcy pacjentów. Rzecznik praw pacjenta grzmiał o półmilionowych karach dla lekarzy, którzy nie udostępnią dokumentacji medycznej swym pacjentom. No nic tylko podpisać lojalkę! Oczywiście, znaleźli się i tacy! Ale reszta wytrzymała!

 

Jak grochem o ścianę

 

Jeszcze na początku grudnia 2014 r. Naczelna Rada Lekarska apelowała o wstrzymanie chaotycznie i pospiesznie przygotowanych przepisów – niestety, dotychczas bezskutecznie. Kpina i arogancja ministra zdrowia były odpowiedzią na propozycję chwili wspólnej zadumy.

O rozsądek i odpowiedzialność apelowała do Bartosza Arłukowicza większość okręgowych izb lekarskich, nawet tam, gdzie podpisano wcześniej umowy z NFZ.

„Odpowiedzialność za chaos związany z wprowadzeniem w życie źle przygotowanego pakietu onkologicznego ponosi wyłącznie kierownictwo Ministerstwa Zdrowia, które przy opracowywaniu przepisów pakietu od samego początku całkowicie ignorowało głos środowisk medycznych (…) Prezydium Naczelnej Rady Lekarskiej, w poczuciu odpowiedzialności za dobro pacjentów, stawia siedzibę NIL do dyspozycji wszystkim, którzy mogą przyczynić się do rozwiązania najbardziej palących problemów ochrony zdrowia. Przedstawiciele Izby gotowi są w tej sprawie pełnić rolę moderatorów dobrych rozwiązań” – czytamy w stanowisku NRL z 3 stycznia.

„To nie do przyjęcia, by członek rządu zrywał rozmowy i w ten sposób przyczyniał się do destabilizacji i chaosu w podstawowej ochronie zdrowia, a po stronie pacjentów do pogłębienia poczucia bezradności” – przekonywał Janusz Spustek wraz z lubelskim samorządem lekarskim w lokalnej prasie i telewizji.

 

Minister szczuje pacjentów na lekarzy

 

Ton dyskusji pozornie stwarzał wrażenie powszechnej niemocy i miotania się od ściany do ściany. Ale to nieprawda! Za wszystkim stoi przewrotny pomysł na pakiet onkologiczny, który wymyślili rządowi propagandyści. Donald Tusk polecił Arłukowiczowi w ciągu 3 miesięcy rozwiązać problem kolejek do lekarzy. Bieżąca polityka wdarła się bezczelnie między lekarzy, a płatnika grosza publicznego. Minister się najpierw ociągał, potem Tusk przeniósł się do Brukseli, a kukułcze jajo pod opieką pani premier właśnie dojrzało i pękła skorupka.

Warto przypomnieć, że pakiet onkologiczny jest dziełem lekarzy znanych z imienia i nazwiska. To właśnie oni zdobywają nagrody za wybitne osiągnięcie w dziedzinie medycyny za rok 2014. Polskie Towarzystwo Onkologiczne przygotowało tzw. Cancer Plan, który wyznacza kierunki walki z rakiem na najbliższych 10 lat. Strategia spodobała się w resorcie zdrowia, ale niestety, podzieliła środowisko samych onkologów. Do tej pory Polska nie mogła się pochwalić sukcesami w zwalczaniu raka. Mimo że nakłady na onkologię wzrosły w ciągu dwudziestu lat o ponad 300 procent, to każdego roku raka diagnozuje się u 150 tys. kolejnych pacjentów. Udaje się zaś uratować tylko co trzeciego mężczyznę i co drugą kobietę. To jeden z najgorszych wyników w Europie.

„Strategia nie wszystkim się podoba, bo narusza interesy instytucji, które egzystują w mętnej wodzie” – przekonywał jeszcze w lipcu ub. roku prof. Jacek Jassem z Gdańska, lider Polskiego Towarzystwa Onkologicznego. „Profesor ma na myśli największy w Polsce Instytut Onkologiczny z oddziałami w Warszawie, Gliwicach i Krakowie, który na proponowanych zmianach straciłby finansowo” – donosił wówczas poczytny portal TVN24.

Jeśli prawdziwe intencje polegały na skupieniu leczenia onkologicznego w rękach chirurgów onkologicznych i wyrwanie tych procedur z rąk chirurgów ogólnych, to niby nic złego! Takie sobie „spécialité de la maison” gigantów polskiej medycyny, umizgujących się do każdego ministra. Czyli niewinne przeciągnięcie kołderki na swoją stronę.

 

Aż nastał dzień szósty…

 

We wtorek, 6 stycznia, na godz. 16 na spotkanie w resorcie zdrowia przyjechali
szef PZ Jacek Krajewski, Marek Twardowski z zarządu, prawnik mec. Ryszard Bigosiński oraz eksperci – Marek Sobolewski i Tomasz Zieliński.

– Myślałem, że się już nigdy na nic nie przydam – mówił o sobie Marek Twardowski, wybitny znawca bałaganu w ochronie zdrowia, wytrawny negocjator, a potem były wiceminister w gabinecie Ewy Kopacz, mający w małym palcu wiedzę o szefie resortu i jego ludziach, z którymi jeszcze niedawno pracował.

Po godzinie 22 do spotkania w ministerstwie dołączyli prezes Lubelskiego Związku Lekarzy Rodzinnych – Pracodawców Teresa Dobrzańska-Pielichowska, prezes Porozumienia Zielonogórskiego na Podkarpaciu Mariusz Małecki oraz Włodzimierz Bołtruczuk, prezes Podlaskiego Związku Lekarzy Pracodawców. PZ argumentowało, że właśnie w tych województwach pacjenci byli najbardziej narażeni na brak dostępu do swojego lekarza rodzinnego.

 

Obie strony  odtrąbiły sukces

 

„11 lat temu wydawało nam się, że po raz ostatni minister zdrowia zamyka gabinety lekarzy przed pacjentami” – opowiada Joanna Zabielska-Cieciuch z Białegostoku. Przypomina, że ministerstwo nawoływało, żeby lekarze otworzyli gabinety bez ważnych umów, co przecież jest niezgodne z prawem. W takiej atmosferze, w swoich miejscowościach, z dala od medialnego huku, oczekiwaliśmy na podpisanie umów – dodaje.

W środę, 7 stycznia, nad ranem – po ponad 14 godzinach rozmów, obie strony odtrąbiły sukces. Uniesione dłonie negocjatorów PZ w kształcie litery „V” obiegły
prasę i media społecznościowe. „To dla nas wielka ulga. Dla lekarza konieczność zamknięcia gabinetu to bardzo trudne wyzwanie. To był stan wojenny dla lekarzy, cieszymy się, że to się skończyło” – mówi Wioletta Szafrańska-Kocuń, lubelski lekarz rodzinny.

„Podpisane porozumienie ujmuje kilka ważnych spraw, które zapewniają – naszym zdaniem – bezpieczeństwo i należytą opiekę naszym pacjentom i należytą opiekę, ale także bezpieczeństwo nam jako tym, którzy organizują tę opiekę, tak, aby można było te świadczenia pacjentom zapewnić na odpowiednim poziomie” – powiedział Krajewski. Podkreślił jednak, że nie wszystkie negocjowane sprawy zostały rozwiązane, część z nich – jak mówił – będzie rozłożona w czasie, m.in. chodzi o monitorowanie wdrażania pakietu onkologicznego. „Uznaliśmy w drodze kompromisu, który został zawarty między nami a panem ministrem, że tak trzeba, inaczej się nie da. Nie ma co czekać, trzeba po prostu brać się do pracy. Ten czas, który poświęciliśmy na to, żeby wzajemnie się przekonywać, należy potraktować jako czas, który nie był zmarnowany” – dodał Krajewski.

 

Kurz bitewny opadł, ale…

 

Porozumienie Zielonogórskie występowało zdecydowanie w obronie godności lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej, a więc w pełni zasługiwało na pomoc i wsparcie izby lekarskiej. Ale ten medal ma dwie strony. „W wielu innych sytuacjach zastanawiałbym się, czy zadaniem korporacji ma być wspieranie przedsiębiorstw, bez względu na to do kogo należą” – powątpiewa Jerzy Friediger z Naczelnej Rady Lekarskiej.
„Skupmy się na działaniach w obronie praw lekarzy i interesu pacjentów. Koniecznie powinniśmy zaskarżyć pakiet onkologiczny do Trybunału Konstytucyjnego, bo naprawdę opóźnia on rozpoznanie nowotworu bezobjawowego. A w razie odrzucenia naszej skargi nie wahajmy się potwierdzenia naszych racji w Trybunale Sprawiedliwości Unii Europejskiej w Luksemburgu” – dodaje Friediger.

Jak się w ten pakiet wgłębić, to poza naruszeniem zasad związanych z etyką lekarską znalazłyby się również inne naruszenia. Tyle, że dotyczą raczej naruszenia praw przedsiębiorców – stron umowy z NFZ. I tu się pojawia prawna barykada, bo TK konsekwentnie odmawia Naczelnej Radzie Lekarskiej legitymacji do występowania w imieniu lekarzy przedsiębiorców. Dalsze próby przełamania tej linii orzeczniczej TK grożą ryzykiem straty czasu. Cykl wydawania decyzji w sprawie dopuszczenia wniosku do dalszego procesowania przekracza już rok.

„Ja protestuję przeciwko temu, że pakiet onkologiczny trzeba oddać do Trybunału Konstytucyjnego. Co samorząd lekarski chce sprawdzać? To, że  chcemy szybciej leczyć ludzi?” – oburzał się w Sejmie minister Arłukowicz.

„Sam jestem pracodawcą, choć nie zatrudniam ani jednego lekarza” – pisze do „Medicusa” lekarz dentysta z Podlasia. „Niestety, prawo ani NFZ lub sanepid nie rozróżniają obowiązków właściciela praktyki od obowiązków potężnego potentata podmiotu leczniczego. A więc nawet świadomość niewłaściwych praktyk niektórych kolegów nie powinna wzbudzać automatycznej nieufności do pracodawców, bo wylejemy dziecko z kąpielą” – ostrzega nasz Czytelnik.

 

Co dalej?

 

Znowu awantura pod koniec roku? Mamy sporo czasu do następnego sylwestra, by zastanowić się, czy i jak chcemy wpływać na ustawodawstwo coraz gorszej jakości. Może trzeba sięgnąć po ściślejszy sojusz z ruchem konsumenckim naszych pacjentów. Czy musimy zawsze pokazywać pazury, kiedy lekarze kłócą się z władzą? Może trzeba poczekać, aż suma doświadczeń i niespełnione oczekiwania szeregowych członków izby lekarskiej skłonią ich do rozważenia jakiegoś bardziej śmiałego rozwiązania. No, chyba że znajdzie się grupa entuzjastów. Łamy „Medicusa” czekają na odważnych komentatorów!

Marek Stankiewicz

 

Co wywalczyli?

 

1. Umowy będą anektowane od 1 stycznia 2015 z zachowaniem ważności deklaracji i numerów recept.

2. Deklaracje pacjentów nieuprawnionych (czerwonych) nie tracą ważności – bez konieczności zbierania nowych deklaracji.

3. W trakcie obowiązywania umowy jej zapisy nie mogą być zmienione bez zgody drugiej strony.

4. W harmonogramach pracy lekarzy obowiązuje zapis pomiędzy 8 a 18.

5. Zlikwidowano konieczność corocznego potwierdzania rachunku bankowego.

6. Kontrole mogą trwać maksymalnie 12 dni. Muszą być zgłaszane 48 godz. wcześniej.

7. Umowy będą trwały maksymalnie 12 miesięcy.

8. Wskaźnik skuteczności onkologicznej będzie jeszcze przedmiotem uzgodnień po wcześniejszym monitoringu.

9. Wprowadzony zostanie zapis ustawowy dotyczący powołania koronerów i zmian w zasadach stwierdzania zgonów.

10. Od stycznia stawka kapitacyjna wzrośnie do 140, 4 zł.

11. Od 1 lipca stawka kapitacyjna dla przychodni, które sprawozdawały badania wyniesie 142, 08 zł.

12. Od 1 sierpnia 2015 dla przychodni, które osiągną wskaźnik wykonywania badań, który określi NFZ, wyniesie 144, 00 zł.

Wg www.federacjapz.pl