MEDICUS 12/2014
Jeszcze tylko nauczę się grać na gitarze
z dr. n. med. Marianem Przylepą, dyrektorem naczelnym SPSK nr 4, rozmawia Jerzy Jakubowicz
• Od 33 lat kieruje Pan największym w regionie szpitalem klinicznym, który obchodzi właśnie 50 lat działalności. Jak to się robi?
– Całe swoje życie zawodowe, czyli ponad 40 lat, związałem z tym szpitalem. Tu przeszedłem wszystkie stopnie zawodowe, poczynając od lekarza stażysty i wolontariusza czekającego na etat, bo chciałem być ginekologiem położnikiem. Tu uzyskałem pierwszy i drugi stopień specjalizacji z ginekologii i położnictwa, a także doktorat. Większą część swojej pracy lekarskiej odbyłem pod kierownictwem wybitnego lekarza, prof. Jerzego Jakowickiego, który stworzył tu szkołę ginekologiczną. W ciągu 50 lat funkcjonowania szpitala było tylko trzech dyrektorów: dr Mieczysław Serewko, później krótko doc. Michał Bokiniec, a od 33 lat kieruję ja. Ten styl kierowania szpitalem daje możliwość zrealizowania określonej wizji rozwoju placówki, daje ciągłość władzy i zarządzania. Ja po prostu kocham ten szpital, znam pracowników i mam dla nich wielki szacunek.
• Jak został Pan dyrektorem popularnej „Czwórki”?
– Jestem jednym z pierwszych dyrektorów szpitali w Polsce, pochodzącym z demokratycznych wyborów. Konkurs przeprowadzał Ośrodek Badawczo-Rozwojowy przy Zarządzie Regionu Solidarność w Lublinie. Wybierali mnie elektorzy (a było ich 200), wybrani spośród pracowników. Moją kandydaturę poparło 79 proc. elektorów, a na dyrektora powołał mnie wybitny lekarz i humanista prof. Jakliński. W tym roku szpital świętuje swoje półwiecze.
• Za Panem rok ciężkiej pracy, ale także dużych sukcesów – odznaczenie Krzyżem Komandorskim OOP oraz przyznanie tytułu Menedżera Rynku Zdrowia 2014 r.
– W Święto Niepodległości prezydent RP Bronisław Komorowski, uhonorował osoby zasłużone w służbie państwa i społeczeństwa bardzo wysokimi odznaczeniami. Krzyżem Komandorskim OOP odznaczono osiem osób, w tym dwóch lekarzy: prof. Adama Torbickiego i mnie. Natomiast w dniu 23 października 2014 r., podczas gali wieńczącej X Forum Rynku Zdrowia w Warszawie, po głosowaniu zespołów dziennikarskich miesięcznika i portalu Rynek Zdrowia, otrzymałem tytuł laureata w kategorii Menedżer Rynku Zdrowia 2014. Otrzymane odznaczenie i wyróżnienie traktuję nie tylko jako mój sukces, ale jako sukces zespołu pracowników naszego szpitala SPSK4.
• Czy czuje się Pan spełniony w życiu zawodowym a także osobistym?
– Absolutnie tak. Gdybym miał możliwość po raz drugi wyboru drogi życia, to mój wybór byłby identyczny, bo lekarz to jest najpiękniejszy zawód świata. W mojej hierarchii wartości, podstawową wartością jest rodzina. Żona nie żyje. Mam jednak dwie córki: starsza, Katarzyna, jest filologiem angielskim i ma dwie córki, a młodsza, Agata, jest prawnikiem, pracownikiem naukowym UMCS i ma dwóch synów. Jako dziadek uważam, że jestem od rozpieszczania wnuczek i wnuków, a rodzice są od ich wychowywania.
• Ulubione formy wypoczynku.
– Wyniosłem je ze studiów, bo od IV roku studiów, w latach 1967–72 byłem dyrektorem Studenckiego Biura Podróży „Almatur”. Zorganizowaliśmy 11 klubów turystycznych oraz klub żeglarski. To tam nauczyłem się zasad organizacji pracy, zarządzania, co okazało się tak pomocne w kierowaniu szpitalem. Obecnie preferuję czynny wypoczynek: uprawiam żeglarstwo na Mazurach oraz na wyspach greckich, dwa razy w tygodniu gram w tenisa, a w zimie jeżdżę na nartach. W pozostałych wolnych chwilach czytam książki, lubię słuchać radia, nie przepadam za telewizją, wybieram raczej tylko kanały informacyjne i TVN-Meteo.
• Jak wygląda dzień powszedni?
– Każdy dzień jest dla mnie za krótki, mimo że zadowalam się 5–6 godzinami snu. Dużą część pracy wykonuję w domu, najchętniej w nocy. Wstaję o 6.30. O ósmej jestem w pracy, przyjmuję interesantów, bo każdy z nich przychodzi ze sprawą, która jest najważniejsza dla niego. Odbywam różne narady i spotkania. Obiady jadam w szpitalu, uważam, że są najlepsze na świecie. Natomiast wracając z Warszawy wstępuję do ulubionej restauracji w Wiązownie na wspaniałą wątróbkę cielęcą lub kaczkę nadziewaną jabłkami. Natomiast nie lubię i nie umiem sam gotować.
• Cieszy się Pan opinią przystępnego i towarzyskiego człowieka. To cechy wrodzone, czy wypracowane?
– Pozostało mi to z dawnych studenckich rajdów oraz wypraw turystycznych. Bardzo lubię tańczyć oraz śpiewać i mam nadzieję, że jeszcze zaśpiewam z gitarą. Gitarę już mam, tylko jeszcze muszę nauczyć się na niej grać.