MEDICUS 12/2014
Diagnoza wstępna
Ucichły już dawno nasze protesty w związku z likwidacją staży podyplomowych i reorganizacją programu kształcenia podczas studiów. Uczelnie musiały się przystosować i zmieścić program nauki w okresie 5 lat, aby ostatni rok przeznaczyć na praktykę zawodową. Dla budżetu państwa niebawem będzie taniej, ale czy lepiej dla poziomu wykształcenia absolwenta – wkrótce się okaże.
Każdego roku Izba ma o wiele więcej pracy z powodu konieczności szybkiego wydawania prawa wykonywania zawodu, potrzebnego do złożenia wniosku dotyczącego specjalizacji. Jednocześnie obserwujemy, że wiele osób rejestruje się w urzędach pracy w celu otrzymania statusu bezrobotnego. Prawdą jest, że po zakończeniu stażu wygasa tytuł do objęcia ubezpieczeniem zdrowotnym. Jednak prawo do świadczeń opieki zdrowotnej ustaje dopiero po upływie 30 dni od dnia wygaśnięcia tytułu ubezpieczenia zdrowotnego. Ochrona ubezpieczeniowa rozciąga się zatem na 30 dni po ustaniu umowy o pracę lekarza stażysty i nie ma potrzeby tak pilnej rejestracji w urzędzie pracy. Istnieje wystarczający czas, aby rozpocząć rezydenturę.
Graniczny czas istnienia staży, którym jest rok 2017, zbliża się szybko a cała sytuacja przypomina termin wejścia obowiązku posiadania przez wszystkich lekarzy kas fiskalnych już w 2015 roku. Jak się to będzie miało dla dochodów państwa również wkrótce się okaże ale szkoda będzie każdego lekarza, który z powodu kasy fiskalnej zdecyduje się zakończyć własną praktykę zawodową. Takie przypadki mogą dotyczyć praktyk o niezbyt dużej liczbie przyjmowanych pacjentów w sytuacji, kiedy możliwa jest kontrola wydawanych recept i prawidłowości prowadzenia dokumentacji każdego pacjenta. Rolnicy natomiast mogą i będą mogli sprzedawać indywidualnie swoje płody bez żadnej ewidencji (i oczywiście bez kas fiskalnych).
Zapewne byłem naiwny przyjmując, że jedną z ważnych cech państwa demokratycznego i nowoczesnego jest zaufanie do obywatela. Są bowiem oznaki wskazujące na to, że albo takim państwem nie jesteśmy, albo centralne zarządzanie w ochronie zdrowia odbiło się władzy czkawką i mamy do czynienia z kryzysem zaufania do obywatela i u obywatela. Od wielu lat władza wymyśliła sobie, że za wszelkie niepowodzenia w ochronie zdrowia obwini lekarzy i niekiedy znajdowali się politycy śmiało napuszczający media przeciwko lekarzom. W efekcie coraz częściej skazywano w mediach lekarzy przy wiedzy częściowej lub szczątkowej na temat faktów, a w ostatnim czasie zabierano się także za klauzulę sumienia lub za Kodeks etyki lekarskiej. Nie dziwi zatem, że w badaniu ogłoszonym przez New England Journal of Medicine, Polska pod względem poziomu zaufania, jakim opinia publiczna obdarza lekarzy jako grupę zawodową, znalazła się na ostatnim miejscu wśród 29 krajów, zwłaszcza z Europy. Jeszcze 3 lata wcześniej poziom ten był znacząco wyższy, o 15–20 procent. Twierdzę, że lekarze w tym krótkim czasie nie mogli się aż tak bardzo zmienić, natomiast społeczeństwo nastawiane przez władzę i media – owszem, tak. Nie do wyobrażenia jest u nas obrazek z wysoko stojącego w rankingu państwa, gdzie naturalne jest, że dziecko z gorączką mniejszą niż 39°C trafi do lekarza ewentualnie po 3 dniach. Raczej spotkalibyśmy się u nas z nagłośnioną winą lekarza, a uzasadnienie 3-dniowej zwłoki zostałoby przemilczane. Dlatego wymuszane są na lekarzach medialnie i przez pacjentów zachowania asekuracyjne ze szkodą dla całości opieki medycznej, jak np. stosowanie antybiotyków albo wykonywanie cięcia cesarskiego. Odbiło się to zresztą ministrowi zdrowia kolejną czkawką i próbuje poprzez przepisy zmienić liczbę wykonywanych cięć. Radziłbym oddziaływać na społeczeństwo i zmieniać nastawienie kobiet, to zapewne najskuteczniejszy i wypróbowany sposób.
Janusz Spustek