Życie jest ? ale jest też śmierć

MEDICUS 6-7/2014

Lektury

Życie jest – ale jest też śmierć

Niewiele jest książek, po przeczytaniu których ma się ochotę zacząć czytać je od nowa. Być może nie ma w ogóle książek, które nie tylko chce się czytać wciąż i wciąż od nowa, mimo że są to książki o śmierci, odchodzeniu i cierpieniu, a zarazem, albo nawet przede wszystkim, są książkami silnie afirmującymi… życie.

Z całą pewnością taką książką jest opowieść księdza Jana Kaczkowskiego, 37-letniego dzisiaj doktora teologii moralnej, bioetyka, twórcy puckiego hospicjum, człowieka, który uczy lekarzy, jak rozmawiać z pacjentami o umieraniu i który od 2 lat sam zmaga się ze śmiertelną chorobą – glejakiem mózgu.

W książce Szału nie ma, jest rak z niezwykłym poczuciem humoru i dystansem, ale też ze wstrząsającą szczerością opowiada o walce z chorobą, o swojej pracy w hospicjum, o byciu kapłanem. Kaczkowski nie boi się przyznać do „grzechów młodości”, do kłopotów z posłuszeństwem kapłańskim, nie unika trudnych moralnie pytań, przed którymi staje współczesny człowiek. Jasno, ale z głębokim zrozumieniem dla innych światopoglądów, mówi o eutanazji, sedacji paliatywnej, uporczywej terapii, o in vitro, aborcji, testamencie życia, ale też o seksie, cielesności (także własnej), o homoseksualizmie i wolności wyboru. Nawet o tym, że już w kapłaństwie zdarzały mu się zauroczenia, zakochania.

To książka o prawdziwym życiu.

Chociaż przekornie na pytanie: „Jak żyć?”, zadane przez dziennikarkę Katarzynę Jabłońską, która spisała rozmowy z księdzem, Kaczkowski z właściwym sobie humorem i ciętym językiem odpowiada: „A weź się nie wygłupiaj! Absolutnie nie czuję się autorytetem”.

Trudno w to jednak uwierzyć. Z kart książki przemawia do nas nie tylko mądry i odważny ksiądz, ale przede wszystkim człowiek, który nie chowa się za tanim dydaktyzmem, nie poucza w kaznodziejskim stylu, nie narzuca „jedynych prawd”, ale też nie głaszcze po głowie i nie daje taniej, cukierkowej pociechy w stylu: „Wszystko będzie dobrze”.

O tym, że ksiądz nie żyje, unosząc się pół metra nad ziemią i wie, jak wygląda zwykłe życie, może świadczyć choćby fragment, w którym opowiada o cudzie w Kaanie, kiedy Chrystus zamienia wodę w wino. „Nikomu tego wina nie żałował i nie wydzielał. Skoro tak szybko go zabrakło, to znaczy, że biesiadnicy nieźle dali czadu. I to nie jakąś sofią. A Jezus nie mówił, jak zrobiłby to niejeden dewot: już tyle się napiliście, więcej wam nie dam. On przyjął postawę: macie swój rozum, skorzystajcie, ile chcecie”.

Dużo w tej książce także refleksji nad pracą lekarzy, głównie lekarzy hospicyjnych, tych, którzy muszą na co dzień decydować o np. przerwaniu uporczywej terapii. Mocnym przykładem jest historia młodego lekarza, który zostając na dyżurze, omawiał ze swoją szefową poszczególne przypadki: „Jednym z nich było dziecko, które mogło w każdej chwili umrzeć. Mówiąc o nim, lekarz raczej stwierdził niż zapytał: – Oczywiście, gdyby nadeszła śmierć, odstępujemy od reanimacji. Na co pani profesor zaprotestowała: – Niezupełnie. Niech pan zrobi jakiś performance – pouczyła młodego kolegę – żeby cokolwiek się działo.” To karygodne – komentuje zachowanie lekarki Kaczkowski i nazywa je rodzajem asekuracji, żeby przed najbliższymi dziecka pokazać, jak to do końca lekarze walczyli o życie dziecka, chociaż było to pozbawione sensu.

Ksiądz jest współautorem dokumentu „Zaniechanie i wycofanie się z uporczywego leczenia podtrzymującego życie dzieci – wytyczne dla lekarzy” i w książce poświęca tym problemom – także w aspekcie osób dorosłych, które są jakże często poddawane uporczywemu leczeniu – jeden z rozdziałów. Warto go przeczytać, podobnie jak rozdział o bioetyce. Tam znajdziemy takie zdanie: „Życie ludzkie jest wartością wielką, ale nie bezwzględną. Wartością bezwzględną dla nas, chrześcijan, jest tylko zbawienie. Dlatego też możemy odmówić terapii uporczywej”.

Najmocniej jednak brzmią w tej książce słowa o własnej chorobie i radzeniu sobie z tym co przyniosła: „(…) nie będę heroicznie udawał, że jest mi z chorobą i śmiercią dobrze, że bez krztyny lęku idę do „domu Ojca”, bo to nieprawda. Jasne, że jeszcze bym sobie pożył. Postaram się przygotować na śmierć i ją samą przeżyć godnie i z klasą. Ale czy to się uda?”

Anna Augustowska