MEDICUS 03/2014
Medycyna rodzinna
Beniaminek w kłopotach
z dr. hab. Lechem Panasiukiem konsultantem wojewódzkim ds. medycyny rodzinnej, prezesem Kolegium Lekarzy Rodzinnych rozmawia Jerzy Jakubowicz
• Czy liczba lekarzy rodzinnych w naszym regionie jest wystarczająca?
– Informacje przekazane ostatnio z Ministerstwa Zdrowia mówią, że w województwie lubelskim jest 998 lekarzy rodzinnych – najwięcej w skali kraju. Jeżeli przyjmiemy, że na jednego lekarza rodzinnego powinno przypadać około 2 tys. pacjentów, to w naszym regionie powinno ich być 1000-1080. Czyli sytuacja jest dobra, niestety tylko pozornie. 20% lekarzy pracujących w podstawowej opiece zdrowotnej przekroczyło już wiek emerytalny, a w roku 2020 r. 50% lekarzy rodzinnych przekroczy ten wiek. Już w tej chwili co czwarty POZ zgłasza chęć zatrudnienia dodatkowych lekarzy. Bardzo trudne jest też znalezienie zastępstwa w czasie choroby lekarza, urlopu itp.
• Grozi nam niedobór lekarzy rodzinnych?
– Do niedawna ze szkoleniem naszych specjalistów nie było problemu. Aby zabezpieczyć potrzeby naszego województwa, co roku do systemu powinno trafiać ok. 30–35 nowych specjalistów. Jednak w 2013 r. rozpoczęło pracę tylko 22 lekarzy. Obserwujemy spadek zainteresowania tą specjalizacją. W dodatku, w 2012 r., Ministerstwo Zdrowia zaprzestało pełnego finansowania szkolenia lekarzy rodzinnych, a Instytut Medycyny Wsi, który prowadzi te szkolenia, nie otrzymał ani jednego etatu dla osób szkolących. W tej chwili jednostka, która szkoli, musi ponosić dodatkowe koszty. Trochę inaczej jest w innych specjalizacjach. Szkoląc się z chorób wewnętrznych, chirurgii itp., większość staży odbywa się w jednostce macierzystej i w ten sposób odpracowuje się dodatkowe koszty ponoszone przez tę jednostkę. Tymczasem gros szkoleń z zakresu medycyny rodzinnej odbywa się w placówkach POZ. Od 2012 r. Instytut musi corocznie dopłacać do szkoleń z zakresu medycyny rodzinnej. To zmusiło nas do ograniczenia liczby przyjęć rezydentów do 15 osób.
• Duże zamieszanie spowodowały projekty resortu wprowadzenia do POZ pediatrów i internistów.
– Rzeczywiście wokół POZ zrobiła się istna burza medialna z powodu kilku przypadków zgonu dzieci, choć w żadnym z nich nie stwierdzono błędów lekarzy rodzinnych. Pomysł wprowadzenia pediatrów do POZ popiera m.in. Arłukowicz, który sam jest pediatrą. Pamiętajmy, że w zdecydowanej większości POZ pracują pediatrzy. My im tylko umożliwiliśmy zrobienie drugiej specjalizacji. Pediatrzy z własnej woli uzyskiwali specjalizację z medycyny rodzinnej, albowiem niski przyrost naturalny powodował, że nie byli w stanie funkcjonować samodzielnie przy obowiązujących stawkach kapitacyjnych. Wprowadzanie dodatkowych pediatrów do systemu nie ma żadnego sensu. O ile wiem, nadal jesteśmy w głębokim kryzysie demograficznym. W jaki sposób pediatrzy się utrzymają? W większości krajów europejskich nie ma pediatrów i internistów w POZ. Pediatra i internista są to lekarze specjaliści, którzy mają większe możliwości diagnostyczne, pracując w szpitalu lub poradni specjalistycznej.
• Czy niedopuszczanie do POZ pediatrów i internistów nie doprowadzi do naturalnego wymarcia tych dwóch specjalności?
– Błędem systemu było stworzenie sytuacji, że prawie nie mamy szpitalnych oddziałów ogólno-internistycznych i ogólno-pediatrycznych, gdzie ci lekarze mogliby znaleźć pracę. Powoduje to nadmierne obciążenie oddziałów wysokospecjalistycznych. Podobnym błędem była likwidacja poradni internistycznych i pediatrycznych. Przywrócenie tych poradni to prosty sposób na skrócenie kolejek. Przecież interniści i pediatrzy mogliby spokojnie przyjmować dużą grupę pacjentów, którzy trafiają do kardiologów, endokrynologów, diabetologów itp.
• Jak utrzymać wysoki poziom wiedzy lekarza rodzinnego?
– Według mnie specjalizacja z medycyny rodzinnej jest najtrudniejszą specjalizacją. Do lekarza rodzinnego trafiają pacjenci z wszelkimi problemami medycznymi. A lekarz rodzinny musi podjąć decyzję o leczeniu, skierowaniu do innego specjalisty czy do szpitala tylko w oparciu o badanie pacjenta. Nawet na wyniki podstawowych badań musi czekać do następnego dnia. Dlatego niejasne przypadki chorobowe często kieruje do szpitalnych oddziałów ratunkowych. Jest jakby między młotem a kowadłem. Jeżeli skieruje do szpitala niepotrzebnie, natychmiast pojawiają się zarzuty ze strony lekarzy tam pracujących, jeżeli nie skieruje – naraża się na zarzuty ze strony pacjenta i jego rodziny. A jeżeli nie skieruje i coś się stanie, zajmie się nim prokuratura. Dlatego tak ogromne znaczenie ma ciągłe podnoszenie wiedzy medycznej. Mogę spokojnie stwierdzić, że lekarze rodzinni są tą grupą zawodową, która szkoli się najbardziej intensywnie. Ponad 200 zorganizowanych konferencji (w ciągu 20 lat), ponadto liczne szkolenia regionalne, warsztaty szkoleniowe itp. Lekarze chętnie uczestniczyli w tych szkoleniach. I nie wynikało to tylko z potrzeby zbierania punktów edukacyjnych. W ostatnim okresie doszło jednak, o ile można tak powiedzieć, do „zmęczenia materiału”. Nadmiar pracy, papierologia spowodowały, że zainteresowanie szkoleniami zmalało.
• Według pana jako konsultanta wojewódzkiego, jakie problemy utrudniają działalność lekarzom rodzinnym?
– Największym problemem jest praktycznie coroczna zmiana zasad kontraktowania usług. I nie muszę mówić, że z reguły zasady te zmieniają się na niekorzyść lekarzy rodzinnych. Ponadto niewydolność systemu EWUŚ, który wprowadził mnóstwo zamieszania. Ciągła konieczność weryfikowania list. A ponadto ogromna, rosnąca w zastraszającym tempie biurokracja.
• Jakie są cele Kolegium Lekarzy Rodzinnych, którego jest pan prezesem?
– Głównym naszym zadaniem jest organizowanie szkoleń dla lekarzy rodzinnych. Dawniej Kolegium zajmowało się reprezentowaniem interesów lekarzy w negocjacjach z Lubelską Regionalną Kasą Chorych i Lubelskim Oddziałem Narodowego Funduszu Zdrowia. Ale od około 10 lat całością tych spraw zajmuje się Związek Lekarzy Rodzinnych-Pracodawców, który wprawdzie skupia około 50% lekarzy rodzinnych, ale reprezentuje interesy wszystkich. Współpraca między organizacjami w większości przypadków układa się dobrze, ale nie zawsze we wszystkim się zgadzamy.
• Istotnym problemem w całej Polsce jest długość kolejek pacjentów do lekarzy specjalistów.
– Uważam, że zwiększanie liczby specjalistów nic nie pomoże. Kolejki jak były, tak i będą. Jednym ze sposobów na ograniczenie kolejek byłoby przywrócenie poradni i oddziałów ogólno-internistycznych i ogólno-pediatrycznych. Aby zmniejszyć kolejki, należy też zweryfikować zasady wydawania skierowań do specjalistów. Duża część pacjentów, w tym ludzi starsi, chodzi od specjalisty do specjalisty, a każdy z nich przepisuje swoje leki, często nie pytając, jakie leki pacjent już otrzymał od innych lekarzy. Ostatnio do Instytutu trafiła pacjentka, która przyjmowała 29 leków, z czego 16 obniżających ciśnienie tętnicze krwi. Jakoś to leczenie specjalistyczne przeżyła. W chwili obecnej na skutek różnych działań, lekarze rodzinni nie wypełniają swojego podstawowego zadania, jakim jest koordynowanie opieki nad pacjentem. Jedynie przywrócenie tej roli, zwiększenie ich możliwości diagnostycznych z zapewnieniem odpowiednich środków finansowych, może się realnie przyczynić do skrócenia kolejek.