Alumni Moreta

MEDICUS 11/2013

Alumni Moreta

z dr. Maciejem Szajnerem z Pracowni Neuroradiologii Zakładu Radiologii Zabiegowej i Neuroradiologii UM w Lublinie rozmawia Anna Augustowska

 

• Wróciłeś właśnie z bardzo szczególnego spotkania w Genewie?

– To prawda, było niezwykłe, myślę, że nawet nieco prestiżowe. W tym spotkaniu – Alumni Meeting – wzięli udział uczniowie prof. Jacquesa Moreta, francuskiego uczonego, który jest niekwestionowanym autorytetem i jednym z twórców nowoczesnej neuroradiologii zabiegowej na świecie.

Prof. Moret ze swoim zespołem stworzył podwaliny współczesnej neuroradiologii zabiegowej. Jest twórcą wielu nowatorskich technik, w tym tzw. remodellingu balonowego, który dziś jest podstawą neuroradiologii. Jako jeden z niewielu wykorzystywał płynne środki embolizacyjne w leczeniu tętniaków wewnątrzmózgowych. Jest też organizatorem LINNC – światowej konferencji interdyscyplinarnej
poświęconej leczeniu schorzeń naczyniowych mózgu, połączonej z transmisjami operacji „na żywo” z wielu ośrodków na świecie.

Warto dodać, że Moret jest też ekscentrykiem, postacią nietuzinkową, a jego działalność, szczególnie ta pionierska, budziła wiele kontrowersji w środowisku medycznym. Dzisiaj już bezdyskusyjnie wiadomo, że to człowiek, który dokonał przełomu w nauce.

 

• Niewielu lekarzy może powiedzieć : „Jestem uczniem Jacuquesa Moreta”. Ty możesz. Jak to się stało?

– Profesor Moret bardzo starannie dobiera zespół, z którym chce pracować. Ja miałem szczęście, że znalazłem się pod Jego skrzydłami. Moja „przygoda” zaczęła się 18 lat temu, kiedy po raz pierwszy trafiłem
do Oddziału Neuroradiologii Fondation Ophtalmologique de Rothshild w Paryżu. Uzyskałem stypendium organizacji „Pont Neuf”, potem wróciłem jako stypendysta rządu Francji w latach 1997–1998. Nie powiem, lekko nie było, Francuzi niechętnie mówią po angielsku… Jednak dzięki temu, że poddałem się dyscyplinie i intensywnej nauce, a co najważniejsze, wytrzymałem presję – miałem możliwość nauczenia się nowoczesnych technik operacyjnych i zasad, którymi posługuję się do dziś w moim zawodzie.

To dzięki profesorowi Moretowi poznałem technikę użycia spiral wewnątrznaczyniowych GDC, które po raz pierwszy w  Polsce zastosowałem już w 1998 roku. W Zakładzie Radiologii Zabiegowej i Neuroradiologii, pod kierownictwem profesor Małgorzaty Szczerbo-Trojanowskiej zacząłem wykonywać zabiegi przeznaczyniowego zamykania tętniaków wewnątrzczaszkowych właśnie techniką remodellingu balonowego. Po tym nastąpiło wdrażanie kolejnych nowości, co w naszym kraju do dziś stanowi wyzwanie. Udało mi się po raz pierwszy zastosować płynny środek embolizacyjny
ONYX oraz wiele innego sprzętu używanego w neuroradiologii zabiegowej. Staram się przekazywać moim kolegom ten sposób działania i myślenia, który uważam za poprawny i skuteczny. Nie zawsze zachłyśnięcie się nowymi technologiami oznacza postęp. Profesor Moret wielokrotnie sparzył się na tym i nie boi się do tego przyznać.

 

• Spotkanie w Genewie nie było konferencją naukową, tylko…?

– Najlepsze określenie, jakie przychodzi mi do głowy, to chyba „spotkanie moretowców”. Bo dla każdego z wybranych przez prof. Moreta uczniów, lekarzy, do których on sam „się przyznaje”, którzy mają od niego „papiery”, udział w takim spotkaniu jest ogromnym wyróżnieniem i docenieniem jego pracy. Tę grupę szczęśliwców stanowią lekarze z całego świata (Europa, Japonia, Chile, Brazylia, Jordania, Iran, Filipiny itd.), to specjaliści, podzielający pewne poglądy dotyczące strategii i techniki leczenia patologii naczyń mózgowych. Byłem jedynym Polakiem na tym spotkaniu. Jest mi bardzo miło z tego powodu.

Charakter tego spotkania nie ma ścisłych ram formalnych, jakie zwykle dotyczą zjazdów czy konferencji, ale nie jest to spotkanie towarzyskie. W mniej oficjalny, ale za to bardzo aktywny sposób, dyskutowaliśmy, konfrontując nasze możliwości i wyniki leczenia. Bardzo ciekawą częścią spotkania było omawianie poszczególnych trudnych przypadków, co wiązało
się dla każdego z nas z niemałym ryzykiem, bo profesor nie ma litości, przepytuje ostro i bardzo krytycznie.

Do dziś, podczas podejmowania trudnych decyzji, zastanawiam się, czy by mnie nie pogonił, nie kazał zmienić taktyki. Z latami cenię sobie to coraz mocniej, bo dobrze jest mieć kogoś takiego za punkt odniesienia, mistrza, który jest też kolegą.