Ten system trzeba urealniać!




MEDICUS 04/2013

Punkty edukacyjne

Ten system trzeba urealniać!

z dr n. med. Dorotą Polz, adiunktem w Zakładzie Wirusologii lubelskiego Uniwersytetu Medycznego, rozmawia Anna Augustowska

 

• Uzyskała pani aż 587 punktów edukacyjnych – najwięcej spośród lekarzy LIL – w zakończonym ostatnio, kolejnym okresie rozliczeniowym. Proszę zdradzić: jak to się robi?!

– Zacznę od tego, że to były dla mnie bardzo szczęśliwe pod względem rozwoju naukowego lata. Uzyskałam dyplom doktora i zdobyłam specjalizację w dziedzinie zdrowia publicznego. A to, jak wiadomo, są bardzo wysoko punktowane działania. Nie wiem, czy kolejny okres rozliczeniowy będzie równie „efektowny” i myślę, że zdobycie wymaganej liczby punktów będzie dużo trudniejsze.

 

• Czyli nie stoi za tym ściśle opracowana strategia czy system? Żadna kalkulacja?

– Nic poza głęboką potrzebą pogłębiania wiedzy. Proszę mi wierzyć – ja po prostu lubię i chcę wiedzieć coraz więcej. Mam tak od dziecka. Przyswajanie wiedzy nie sprawiało mi nigdy ani kłopotu ani nie wymagało poświęcenia. Wybierając swój zawód – jestem lekarzem dentystą – nie wyobrażam sobie, abym mogła nie kształcić się ustawicznie. Swoim studentom często mówię, że w pracy lekarza dentysty nie można ograniczać się tylko do leczenia zębów, bo manualna zręczność i dokładność nie wystarczy. Na fotelu siedzi pacjent, często z różnymi problemami i trzeba to umieć dostrzec. Mam tu na myśli zarówno choroby ogólnoustrojowe, wpływające na przebieg leczenia stomatologicznego, jak i zwykłe ludzkie kłopoty. Jednak, aby taką zdolność posiąść, trzeba się wciąż uczyć, uczyć i jeszcze raz uczyć.

 

• Tak powinni chyba myśleć wszyscy zajmujący się leczeniem. Może więc narzucony wymóg zdobywania punktów edukacyjnych jest zwyczajnie niepotrzebny?

– Nie chciałabym tego tak oceniać. Ten wymóg obowiązuje, podobnie zresztą jak w wielu krajach na świecie. Według mnie jednak wymaga pewnych modyfikacji. Przede wszystkim urealnienia. Teraz w zasadzie nie mamy żadnej motywacji do zdobywania punktów i nie myślę tu o motywacji negatywnej przez karanie osób, które nie osiągają wymaganej puli albo w ogóle się nie rozliczają, ignorując
obowiązujące zasady. Sensowniejsze by było premiowanie tych lekarzy, którzy jednak dbają o swoją edukację, np. poprzez ułatwienie im dostania się na wymarzoną specjalizację. Teraz nikt o to nie pyta, nie interesuje się tym. Szkoda.

 

• Punkty liczą się, kiedy ktoś bierze udział w konkursie np. na szefa oddziału.

– I bardzo dobrze! Jest zresztą jeszcze wiele takich sytuacji, w których dowód, że lekarz kształci się i zdobywa wymagane punkty może być silnym atutem, np. przy podpisywaniu kontraktu z NFZ. Funduszowi jak nikomu innemu powinno chyba zależeć, aby współpracować z lekarzami, którzy inwestują w pogłębianie swej wiedzy i sztuki medycznej.

 

• Tymczasem system działa trochę sobie a muzom: nie ma sankcji – nie ma systemu zachęt i nagród i w efekcie tylko kilkanaście procent lekarzy rozlicza się z punktów edukacyjnych. Niektórzy do dzisiaj nie rozliczyli pierwszego okresu czyli lat 1997-2008!

– To najlepszy dowód na to, że trzeba ten system urealnić. Nie wszyscy chcą i mogą pisać prace naukowe, tłumaczyć artykuły czy pisać książki (a za to zdobywa się najwięcej punktów). Lekarz mieszkający w małej miejscowości, z dala od dużych ośrodków naukowych, może mieć dużą trudność w zdobyciu wymaganego przepisami limitu 200 punktów. Po pierwsze, nie ma często czasu na wyjazdy na szkolenia, brakuje mu pieniędzy na opłacenie kursów, hotelu, podróży. To zniechęca. A jak nie ma zastępstwa, bo np. jest się lekarzem w małej wsi? Albo szef niechętnie daje wolne na wyjazd itd.?

Mówiąc krótko – jeśli mamy obowiązek, to trzeba też stworzyć warunki do kształcenia.

 

• Czyli …?

– Ja widzę tu dużą rolę dla samorządu lekarskiego. Gdyby kursy organizowane przez izbę nie były przeznaczone dla 30, ale dla 150 osób. No i częściej, np. raz, dwa razy na kwartał. To by było ogromne ułatwienie.

 

• A e-learning? To chyba idealne wyjście dla lekarzy nie-naukowców. Można uczyć się w domu, bez podróżowania, w dogodnym czasie…

– Bardzo dobrze, że jest taka forma zdobywania wiedzy. Dla wielu osób z całą pewnością jest szansą na bycie na bieżąco. Nie mam jednak w tym zakresie żadnego doświadczenia. Preferuję kursy i szkolenia, na których spotykam się z wykładowcą, mogę zadawać pytania, brać udział w dyskusji.

 

• Jakie ma pani plany na najbliższy okres rozliczeniowy?

– Nie chcę zapeszyć, ale liczę mocno na to, że uda mi się rozpocząć specjalizację z mojej wymarzonej stomatologii dziecięcej; opracowuję wyniki moich badań naukowych, które mam nadzieję w niedalekiej przyszłości opublikować, a w maju wybieram się na kurs organizowany przez Lubelską Izbę Lekarską.