MEDICUS 11/2012
Żyję spotkaniami z ludźmi
z dr. Maciejem Zarębskim rozmawia Anna Augustowska
• Lekarz, podróżnik, pisarz, regionalista, członek Okręgowej Rady Lekarskiej Świętokrzyskiej Izby Lekarskiej, redaktor naczelny „Eskulapa Świętokrzyskiego”, prezes Staszowskiego Towarzystwa Kulturalnego. Kieruje wydawnictwem, na którego koncie jest blisko 200 tytułów. Ma własną stronę w Wikipedii… Mogłabym wymieniać jeszcze długo. Kim pan się czuje najbardziej?
– Przede wszystkim jestem człowiekiem. Lekarzem na emeryturze, który nadal służy innym, ale już inaczej – dzieląc się swoją wiedzą, integrując ludzi wokół wydarzeń kulturalnych, podróżniczych, artystycznych. Myślę, że mogę o sobie powiedzieć, że po latach leczenia ludzi farmaceutykami – w katedrze farmakologii u profesora Andrzeja Danysza uzyskałem tytuł doktora nauk medycznych – teraz leczę słowem.
• Urodził się pan w Kielcach i – jak pan podkreśla – zawsze pozostanie wierny Ziemi Świętokrzyskiej. Jak się mieszka niedaleko dębu Bartek?
– Jak w pobliżu czakramu! Moim miejscem na Ziemi jest Zagnańsk, gdzie stoi mój dom. To zaledwie jakieś 400 m od słynnego Bartka. Wracam tu z każdej podróży, aby naładować akumulatory energią tego miejsca. Drugim miejscem, w którym czuję się jak u siebie, jest Nowa Zelandia. Mógłbym tam stale wracać. Te chmury, niebo, rozległość…
• Na spotkanie z lubelskimi lekarzami-seniorami, które zorganizowała Komisja ds. Emerytów i Rencistów przywiózł pan jednak opowieść o podróży na Alaskę?
– To była trwająca trzy tygodnie wyprawa, w czasie której pokonaliśmy ponad 2 i pół tysiąca kilometrów. I, co najbardziej zaskakujące, nie brnęliśmy w śniegu i lodzie, ale przeżyliśmy prawdziwe 30 stopniowe upały, zupełnie jak w Libii, gdzie pracowałem w latach 80. Innym wspaniałym przeżyciem na Alasce była możliwość obserwacji cielących się lodowców. Udało mi się ten moment uchwycić na fotografii.
• Planuje pan kolejne wyprawy?
– Oczywiście. Jeszcze tej jesieni będziemy przemierzać Chiny.