MEDICUS 11/2012
Diagnoza wstępna
Gdy ustawa o działalności leczniczej wprowadziła możliwość rezygnacji z przeprowadzania konkursów na stanowiska ordynatorów, zainteresowanie tym tematem ogółu lekarzy jest niezbyt duże. Można powiedzieć, że przyjęto to do wiadomości, chyba z powodu „koszuli bliższej ciału” dla zdecydowanej większości lekarzy, bo przecież grupa ordynatorów jest stosunkowo nieduża. Nie tak dawno toczyła się w kraju długa dyskusja nad modelem zarządzania oddziałem szpitalnym. Analizowano system niemiecki (ordynatorski) i angielski (konsultacyjny). Były wnioski, na podstawie których miała się dokonać ewentualna zmiana. Zamiast tego stworzono coś najgorszego, ukierunkowanego nie na jakość, ale na uległość, karykaturę zwaną „kierujący oddziałem”. Samorząd lekarski zawsze głosił negatywne opinie wobec zaprzestania wyłaniania ordynatorów w drodze konkursu, a jednak jakaś siła spowodowała, że możliwość rezygnacji z konkursów została usankcjonowana prawnie. I choć obszerny tekst art. 49 ustawy reguluje sposób przeprowadzania konkursów, wystarczył w nim krótki zapis ust. 7 (W przypadku, gdy zgodnie z regulaminem organizacyjnym oddziałem kieruje lekarz nie będący ordynatorem, na stanowisko kierującego oddziałem konkursu nie przeprowadza się.), aby dyrektorzy chętnie z niego korzystali. Kiedyś jeden z dyrektorów argumentował potrzebę wprowadzenia stanowiska „kierującego oddziałem” tym, że dawało to możliwość zawarcia umowy cywilnoprawnej ze wszystkimi lekarzami oddziału, w tym z lekarzem kierującym oddziałem. W oparciu o ustawę o działalności leczniczej taka argumentacja jest już nieaktualna, bowiem ust. 6 art. 49 tej ustawy mówi, że z ordynatorem (czyli wyłonionym w drodze konkursu) można zawrzeć też umowę cywilnoprawną. Jaki więc mógłby być powód wprowadzenia przywołanego wyżej zapisu ustępu 7 i „zainteresowania” nim dyrektorów szpitali?
Pamiętać przy tym należy, że argumenty samorządu o groźbie nieobiektywnego i nie najlepszego wyboru kadry kierowniczej nie przemawiały. Powód więc musiał być ważniejszy, być może – potrzeba wzmocnienia władzy. Wyłoniony w drodze konkursu ordynator posiada w pewnym zakresie autonomię, niezależność. Może przede wszystkim realizować cele medyczne i dbać o jakość, przeciwstawiać się trendom politycznym i niektórym, szkodliwym mechanizmom rynkowym. Z reguły tacy są ordynatorzy, a to obecnie przeszkadza realizatorom nowego modelu ochrony zdrowia.
Możliwość rezygnacji z konkursów ma dla władzy centralnej przede wszystkim znaczenie narzędzia. Polityka wobec ochrony zdrowia z jej permanentnym niedofinansowaniem, w konsekwencji skutkująca zadłużaniem się szpitali z groźbą ich upadłości, każe usytuować tę władzę nie na poziomie dyrektora ani organu założycielskiego, ale na najwyższym szczeblu. Szatański pomysł naprawy opieki zdrowotnej bez pieniędzy, jaki jest zapisany w ustawie o działalności leczniczej, wymagał przygotowania odpowiednich warunków jego realizacji. Samo określenie „władza” oznacza zdolność ukierunkowania zachowań innych ludzi, niezależnie od tego, czy jest to zgodne z ich interesem i wolą. Poza tym, według tej definicji „tam, gdzie przeważa zgodność interesów i woli współzależnych osobników, zbędne są stosunki władcze”. Musiało zatem dojść do wzmocnienia władzy, gdyż ordynatorzy z konkursu mogą być dla niej elementem przeszkadzającym. Stąd trzeba było umieścić w ustawie „furtkę” dla dyrektorów.
Na dodatek, jeżeli weźmiemy pod uwagę rozporządzenie ministra zdrowia o konkursach, ta furtka otwiera się na szerokość bramy. Rozporządzenie zmienia skład komisji konkursowej w taki sposób, że wyłonienie kandydata na ordynatora odbywa się zawsze zgodnie z wolą dyrektora. Gwarancją tego jest zapewnienie w składzie komisji zdecydowanej większości przedstawicieli kierownika podmiotu leczniczego. To drugie narzędzie jest dopełnieniem w sytuacji, gdy w niektórych szpitalach dyrektor ma uwarunkowania zmuszające go jednak do przeprowadzenia konkursu. Nowa regulacja, zarówno ustawa, jak i rozporządzenie, ma służyć poprawie sprawności i skutecznego zarządzania szpitalami. Mam jednak inny obraz przed oczyma. Wizja przekształceń własnościowych szpitali i jednocześnie brak dodatkowych pieniędzy zmusza organy założycielskie do działania. One żądają od dyrektora skutecznych działań naprawczych. Oszczędności w szpitalach już dawno zostały dokonane i dyrektorzy zaczynają podejmować nieracjonalne, szkodliwe decyzje – likwidują dyżury, łączą dyżury różnych specjalności, zmieniają rozkład czasu pracy, pogarszając opiekę nad chorymi, obniżają zarobki. W tym wszystkim ordynatorzy mają im nie przeszkadzać i dlatego stworzono ku temu opisane narzędzia. Taki sposób sprawowania władzy od szczebla centralnego po dyrektora wydaje się oddalaniem od zasad demokratycznego państwa. W ochronie zdrowia trafiło na ordynatorów, a w wymiarze sprawiedliwości na autonomiczną, demokratycznie wyłanianą – Krajową Radę Prokuratorów.
Jamusz Spustek