MEDICUS 10/2012
Prawda o naszym systemie ochrony zdrowia
Od dawna jesteœmy niezadowoleni z naszego systemu ochrony zdrowia. Jak to zwykle bywa, pomysłów na uzdrowienie jest bez liku. Każdy ma coś do powiedzenia. Prawie wszystkie te świetne pomysły dyktowane są emocjami, potrzebą chwili i medialną popularnością.
Śledzę z uwagą media i nie zdarzyło się jeszcze, żeby ktokolwiek poparł swoją wypowiedź rzetelnymi liczbami. To ma zresztą bardzo mocne psychologiczne uzasadnienie. Po co maluczkich niepokoiæ. Emocje s¹ bardziej atrakcyjne, a walcząca z rakiem samotna matka czwórki ma³ych dzieci tak œwietnie siê sprzedaje w mediach. A jak chcemy mieæ argument w drugą stronę, to pokazujemy mi³ego pana, który w głośnych słowach chwali jakoœæ pracy i efektywnoœæ naszych lekarzy, którzy właśnie wszczepili mu nowe serce. A w ogóle zawa³y to leczymy najlepiej na œwiecie i wyniki mamy jak Amerykanie ze Szwajcarami i Bóg wie z kim jeszcze razem wziêci. Tylko co to ma do efektywnoœci naszego systemu ochrony zdrowia?
Euro Health Consumer Index 2012
Ostatnio Unia Europejska opublikowała bardzo ciekawy raport o stanie ochrony zdrowia w poszczególnych krajach. Publikacja nosi tytuł: „Euro Health Consumer Index 2012” i jest dostępna pod tym adresem: http://www.healthpowerhouse.com/files/Report-EHCI-2012.pdf. Analiza tego raportu przynosi szereg ciekawych i gorzkich przemyśleń, jakkolwiek salonowe media skomentowały raport, że jest świetnie, a może i fantastycznie, bo zawały leczymy wzorowo! Hurra, brawo nasi! A teraz spójrzmy na fakty.
W ocenie raportu zajmujemy 27. miejsce i z dumą możemy stwierdzić, że wyprzedzamy: Serbię, Bułgarię, Rumunię, Łotwę, Macedonię i Albanię. Węgry są oceniane tak samo jak Polska. Pozostałe kraje europejskie wyprzedzają nas. Czyli lepiej leczą na Litwie, w Portugalii, w kryzysowej Grecji czy Hiszpanii, Chorwacji, Cyprze itd. Nie mówiąc o czołówce Europy. No cóż, nasza przewaga nad Albanią robi wrażenie! Kolejną ciekawą informacją są wydatki na ochronę zdrowia. Przy czym, porównując kraje, zrównano siłę nabywczą pieniądza. Porównanie i naszą pozycję pokazuje wykres powyżej. Wynika z niego, że na każdego mieszkańca wydajemy 3 razy mniej niż np. Francja czy Niemcy. W bezwzględnych liczbach wychodzi to jeszcze gorzej. W Polsce na jednego mieszkańca wydajemy ok. 350-370 euro rocznie, a we Francji 3 500 euro (10 razy tyle!!!). Może by jednak zwiększyć dopływ pieniądza do systemu ochrony zdrowia i przestać dalej wierzyć w cuda?
Kolejny wykres nie zdziwi nas tak bardzo, choć może oczekiwaliśmy poprawy. Na wykresie przedstawiono, jak często płacimy „pod stołem”, „dajemy w łapę”, „wyrażamy naszą wdzięczność” itp. Polska prezentuje się tu w grupie krajów o najwyższej korupcji – prawie zawsze płacimy. Oczywiście znowu mamy się czym pochwalić, bo Albania, Rumunia, i inne kraje są za nami.
Prawdziwe ubezpieczenia zdrowotne
Ale może zamiast narzekania spójrzmy na ten wykres z innej strony. Proszę potraktować go jako wyraz skłonności obywateli do ponoszenia dodatkowych kosztów w zamian za lepszą, dostępniejszą opiekę zdrowotną. Tu warto zauważyć, że grupa państw z niskimi wydatkami na ochronę zdrowia pokrywa się z krajami, w których płaci się „pod stołem”. Oznacza to, że jest publiczne przyzwolenie i zrozumienie konieczności większych opłat za ochronę zdrowia. Trzeba tylko ten niekontrolowany strumień pieniądza skierować w kanały oficjalnych ubezpieczeń zdrowotnych. Z tym, że muszą to być realne ubezpieczenia, gdzie podmiotem jest pacjent, który decyduje o kwocie ubezpieczenia i kierunku jej wydawania. Ściąganie kolejnych kwot z rynku przez agendy rządowe z prawem do niekontrolowanego wydawania nie wchodzi w grę. Nikt się na to nie zgodzi. Mówiąc krótko, zamieńmy dzisiejszą „wolną amerykankę” na normalny system ubezpieczeniowy. Nie chcę tu wchodzić w szczegóły takiego rozwiązania, które pozostawia bieżący podatek/składkę zdrowotną, którą płacimy do NFZ, ale wprowadza możliwość dodatkowych indywidualnych ubezpieczeń. Zainteresowanych odsyłam do artykułu „Kto się boi 50 zł?” który można znaleźć pod adresem: http://www.sga.waw.pl/web/aktualnoci-artykuy-sga/50-aktualnoci/194-kto-sie-boi-50zl.
Potencjał rynku szpitalnego
Na koniec spójrzmy na tabelę pokazującą potencjał naszego rynku szpitalnego. Liczby zaokrągliłem, żeby łatwiej było je analizować.
NFZ wydaje rocznie 30 mld zł na szpitale. Z czego marnuje się ok. 3 mld, ponieważ szpitale pracują przy niepełnym obłożeniu, ponosząc koszty wszystkich łóżek i zasobów, w tym etatów „pokrywających” wszystkie łóżka, te niewykorzystane też! W ten sposób ukrywa się bezrobocie w ochronie zdrowia. To bezrobocie nie jest skutkiem braku pracy, a wynikiem sztucznego blokowania dopływu pieniądza i zakazu leczenia poza kontraktem z NFZ. Szpitale zakończą rok z nadwykonaniami na sumę ok. 1,5 mld zł. Mając niewykorzystany potencjał, muszą leczyć za darmo, bo prawo je do tego zmusza, nie wskazując źródła finansowania tych usług. To jest wadliwe prawo.
Skomplikowany system rozliczeń z NFZ powoduje, że szpitale tracą z powodu błędów w kodowaniach ponad 0,5% wartości kontraktów. To jest ok. 150-180 mln zł. Ta suma to roczny budżet dwóch dużych szpitali. Czyli, gdyby szpitale rozliczały się bezbłędnie, to NFZ nie miałby pieniędzy na dwa duże szpitale i trzeba by je było zamknąć. Zgodnie z najświeższymi publikacjami NFZ, kolejka oczekujących to 350-400 000 osób, a wartość ich świadczeń to ok. 1,4 mld zł. Czy szpitale są w stanie obsłużyć tę kolejkę? Tak, i to z nadmiarem.
Potencjał produkcji zdrowia naszych szpitali szacujemy na ok. 35 mld zł, czyli o 5 mld powyżej wydatków NFZ na szpitalnictwo.
Oczekiwania rynku to: nadwykonania (1,5 mld zł) + kolejka oczekujących (1,4 mld zł) = 2,9 mld zł
Nadmiar potencjału: potencjał nie objęty kontraktem z NFZ (5 mld zł) – oczekiwania (2,9 mld zł) = 2,1 mld zł.
Szpitale mają nadmiar mocy produkcyjnych w wysokości 2,1 mld zł. To równowartość rocznego budżetu 30-40 dużych szpitali. Do tego trzeba dodać jeszcze 2 szpitale „podarowane” w błędach rozliczeń z NFZ. W sumie, jeśli nie zmienimy zasad funkcjonowania naszego systemu opieki zdrowotnej, trzeba będzie zamknąć 2-3 duże szpitale w każdym województwie!
Co robić?
Ostatni wiersz w tabeli opisującej potencjał rynku szpitalnego pokazuje alternatywny scenariusz. Wprowadzając realne ubezpieczenia zdrowotne dla pracujących, z wręcz symboliczną składką w wysokości 50 zł miesięcznie, uzyskujemy blisko 10 mld zł rocznie na dodatkowe usługi zdrowotne. Co więcej, ta kwota znacząco przekracza oczekiwania rynku szpitalnego (2,9 mld zł) i może być spożytkowana w innych obszarach opieki zdrowotnej.
Aktualna sytuacja w ochronie zdrowia, z nadmiarem szpitali, permanentnym zadłużeniem i koniecznością bankructwa szeregu jednostek, jest szkodliwa dla wszystkich.
Pacjenci potrzebują szerszej i lepszej opieki, a państwo nie ma prawa marnować potencjału istniejących placówek. Państwo nie ma również prawa blokować dostępu do nich obywatelom i sztucznie ograniczać wartość rynku zdrowia. Podane liczby jednoznacznie pokazują, że rozwiązanie jest proste i nie wymaga dużych pieniędzy od obywateli. Wprowadzenie indywidualnych ubezpieczeń zdrowotnych odwróci dzisiejszy trend i postawi system opieki zdrowotnej z powrotem na nogi. Choć zastanawiam się, kiedy ostatnio stał on na nogach i nie było to za mojego życia.
Sytuacja dla szpitali jest bardzo trudna. Dzisiaj wielka presja na oszczędności, cięcia czy wręcz zamykanie. A z chwilą wejścia ubezpieczeń „wodospad” pieniędzy, które będą dostępne jedynie dla nowoczesnych, dobrze wyposażonych, doinwestowanych, dobrze zarządzanych jednostek.
Zdekapitalizowane, pozbawione nowoczesnego sprzętu, wygód, dobrego personelu szpitale nie będą miały dostępu do pieniędzy z ubezpieczeń. Bowiem te pieniądze będą po raz pierwszy wydawane pod dyktando pacjentów, a ci będą wiedzieli, gdzie chcą się leczyć. Dlatego pytanie nie brzmi, jak ciąć koszty, a jak przygotować się i przetrwać na nadchodzącym konkurencyjnym rynku?
Odpowiedź jest i trudna i prosta.
Jak najszybciej zmierzyć się z wolnym rynkiem. Traktować prowadzenie szpitala i świadczenie usług zdrowotnych jak business oparty na twardych zasadach ekonomii. Uczyć się efektywnego zarządzania i planowania. Zakończyć lub zredukować wszelkie nierentowne działania. Domagać się od naszych władz otwarcia rynku ubezpieczeń i pozwolić pacjentowi decydować o wyborze lekarza i placówki.
Ani szpital ani lekarz nie odpowiadają za zdrowie populacji, a jedynie za jak najlepsze leczenie swoich pacjentów. Za zdrowie populacji odpowiadają powołane do tego władze, mające do tego odpowiednie środki i siłę decyzyjną. Lekarze mają skupić się na doskonaleniu swoich usług i podnoszeniu efektywności ich świadczenia.
Czy to oznacza, że Judym to już przeżytek, że medycyna straciła ducha? Zdecydowanie nie, ale Judym bez zaplecza niewiele może. Bez tomografów, rezonansów, nowoczesnych sal operacyjnych i fantastycznych leków nikomu nie pomoże, bo nie będzie miał jak. Filantropia i ofiarność w medycynie, jeśli ma mieć sens i wartość, musi mieć solidne oparcie w efektywnie prowadzonych medycznych przedsięwzięciach.
Marek Wesołowski
Marek.Wesolowski@sga.waw.pl