Diagnoza wstępna

MEDICUS 6-7/2012

Diagnoza wstępna

Mówi do mnie mama, dla której poza odwiedzinami dzieci, rozrywką jest oglądanie telewizji: „Nic w tej telewizji nie ma”. Uświadamiam sobie, że rzeczywiście, sam coraz bardziej ograniczam jej oglądanie do wiadomości. Praktycznie wyeliminowałem amerykańskie filmy, w których bohater obdarzony nadprzyrodzonymi siłami potrafi się przeciwstawić powszechnemu złu i zwyciężyć niemal armię przeciwników. Nierealne, kto by chciał utożsamiać się z fikcją.

Nigdy nie lubiłem też oglądać filmów science fiction. Tylko, że w nastawieniu do tych ostatnich dzisiaj widzę swój błąd. Może znalazłbym w nich sposób na zaradzenie temu, co w wielu filmach tego rodzaju przewidywano. Mam na myśli sytuację, w której rozwój techniki i cywilizacji doprowadza do samozagłady. W miarę sprawne, wykształcone mechanizmy, dążąc do doskonałości niszczą same siebie.

Sądzę, że taki proces rozpoczyna się w funkcjonowaniu szpitali, przychodni, gabinetów. Historia choroby, tworzona elektronicznie, rozrosła się w ciągu ostatnich kilku lat wielokrotnie. Poza właściwym drukiem historii choroby z wywiadem, opisem badania, obserwacjami jest jeszcze kilkadziesiąt załączników do wypełnienia. Chyba te załączniki są potrzebne do przyszłej pracy naukowej, bo dla pacjenta i lekarza, aby poprawić jakość leczenia, nie mają znaczenia. Jeżeli szpital posiada albo stara się o akredytację, to personel, a zwłaszcza lekarze, są całkowicie przegrani. Pacjent musi iść w odstawkę, liczy się tylko papier. Stworzono procedury na najdrobniejsze czynności, które były wykonywane od kiedy powstał szpital. Przychodząc do pracy, otwieram drzwi i zastanawiam się, którą nogą, zgodnie z procedurą, mam zrobić pierwszy krok.

To nie w filmie, to na jawie nastąpią dalsze sceny. Gotowy jest projekt rozporządzenia ministra zdrowia w sprawie (…) zaopatrywania pacjentów (…) w znaki identyfikacyjne. Innymi słowy, chodzi o kodowane opaski identyfikacyjne i proszę nie utożsamiać ich z opaskami all inclusive. Powody wprowadzenia opasek są wzniosłe: ochrona danych osobowych pacjenta i zminimalizowanie pomyłek. Sama treść rozporządzenia też niewinnie wygląda. Zarówno powody, jak i treść trudno kwestionować. Przewiduję natomiast, że realizacja pomysłu będzie podobna jak w przypadku ustawy refundacyjnej. Chodziło w niej o wydrenowanie kieszeni pacjenta i przerzucenie za to odpowiedzialności i dodatkowej pracy na lekarzy. Udało się. W przypadku wprowadzenia opasek to szpital poniesie koszty, podobnie jak za dodatkowe ubezpieczenia zdarzeń medycznych. Będzie to koszt opasek, drukarek, czytników kodów kreskowych, oprogramowania. Już widzę, jak każda pielęgniarka na moim oddziale przed podaniem leku lub pobraniem krwi, wyciąga z kieszeni czytnik kodów kreskowych (nie wiem, jak duży będzie czytnik i czy zmieści się do kieszeni, może potrzebny będzie wózek), identyfikuje pacjenta, chociaż przykładowego pana Józia zna już po godzinie. Przybędzie sporo dodatkowych czynności podczas przyjmowania pacjenta w SOR, izbie przyjęć, związanych z kodowaniem, wydrukiem i zakładaniem opasek. Sama identyfikacja chorego na oddziale też nie może pozostać bez śladu, bo gdyby tak było, oznaczałoby to brak kontroli posługiwania się opaskami w celu uniknięcia błędu. Konieczne więc będzie zapisanie dokonanej identyfikacji i niechybnie powstanie nowy druk. Gdyby było inaczej, zakładanie opasek nie miałoby sensu. Procedura dopuszczająca tylko taki sposób postępowania szybko powstanie, można ją już zacząć pisać.

Jednego elementu brakuje mi w tej sprawie. Gdybym jeszcze wiedział, gdzie to wszystko „sprawozdać”, mógłbym być autorem pionierskiego rozwiązania i może jakaś premia od dyrekcji by wpadła. Od 2007 roku nie było podwyżki, a praca coraz bardziej ambitna. W składaniu sprawozdań mam zresztą doświadczenie. Od ponad 6 lat podaję na przykład raz lub dwa razy w roku, ile łóżek jest na oddziale i na obu oddziałach – było ich zawsze ponad 80. Niedawno natomiast dowiedziałem się, że w wykazie wojewody jest ich 53. To doświadczenie nie pozwala mi się dziwić, dlaczego po zgonie obywatela, otrzymywana dotychczas renta następnego miesiąca już nie przychodzi, a weryfikacja zgonów w ramach kontraktu z NFZ, oparta na tych samych danych, odbywa się po ponad roku. Ja się niczemu nie dziwię, a czytelnikowi mojego wstępniaka dedykuję zagadkę: Jaki jest związek komunikatu NFZ o konieczności składania przez lekarzy danych z rejestru praktyk lekarskich w nieprzekraczalnym terminie do 7 maja 2012 r. z brakiem centralnego programu komputerowego (w którym wpisuje się praktyki), opracowywanego na zlecenie Centrum Systemów Informacyjnych Ochrony Zdrowia właśnie do tego dnia i od 7 maja niefunkcjonującym prawidłowo.

Janusz Spustek