MEDICUS 05/2012
Nasza Pani… Doktor
– To wszystko z powodu alergii mojego syna i naszych marzeń o posiadaniu własnych czworonogów… – tak powinna zaczynać się opowieść o zwierzakach doktor Ewy Trębas-Pietraś, szefowej oddziału alergologii i chorób płuc Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego im. Stefana Kardynała Wyszyńskiego w Lublinie.
Najwyraźniej alergia nie stanowiła jednak przeszkody, a marzenia były silne, bo wchodzących do domu państwa Pietrasiów już w drzwiach wita okazały i niezwykle oryginalny, w kolorze czekolady, labrador Silver, który swoją pogodą i zaraźliwą radością potrafi rozbroić każdego, nawet policjantów (kiedyś został oskarżony o „napad” na sąsiadkę, w co funkcjonariusze nie mogli uwierzyć widząc jego łagodność i ufność).
– Decyzja o psie nie była łatwa. Dziecko z alergią i zdiagnozowaną astmą… długo się wahaliśmy. Ale syn naciskał, ja odmawiałam, aż za uzbierane pieniądze kupił sobie żółwia czerwonolicego (mieszka z nami od 13 lat i trochę broi – wpuszczony do oczka wodnego wygryzł ogony mieszkającym tam karasiom i karpiom). Poza tym żółw to nie pies. Pojechaliśmy więc do hodowców labradorów, gdzie akurat oszczeniły się trzy suki i w jednym pomieszczeniu kłębiło się ponad 20 szczeniaków – opowiada pani doktor. – Wzięłam całą torbę leków i… wpuściliśmy syna do kojca z psiakami. Ku mojemu totalnemu zaskoczeniu syn nawet się nie podrapał! Zero reakcji! I tak Silver zamieszkał z nami. Wkrótce przyszła kolej na spełnienie marzenia samej Gospodyni. – Zawsze chciałam mieć kota – koniecznie czarnego ale… syn, alergia itd. Aż do momentu, kiedy jedna z pacjentek opowiedziała mi o kotach
norweskich (nie mają w odróżnieniu od innych kotów silnie alergizującego antygenu w ślinie).
Powtórzono więc eksperyment: syn w obstawie medycznej bawił się z kociakami, obserwatorzy czekali na wysypkę, katar i kichanie, a tu… kolejny sukces – żadnej reakcji alergicznej. – I tak dołączył do nas czarny, niezwykle dystyngowany kocur Domingo, a później, o kilka lat młodszy jego kuzyn niebiesko-czarny tygrysio-pręgowany Izzi. Oba kocury szybko się zaprzyjaźniły, pies jest zachwycony ich obecnością, a my mamy prawdziwy dom, bo tylko taki, ze zwierzętami daje to poczucie – podkreśla doktor Ewa Trębas-Pietraś.
Anna Augustowska