Diagnoza wstępna

MEDICUS 10/2011

Diagnoza wstępna

Naturalne jest poszukiwanie i dążenie do najwyższej jakości rezultatów naszej pracy, nabywanych rzeczy, poszukiwanie tej jakości w otaczającej nas kulturze, sztuce, a w zasadzie we wszystkich dziedzinach naszego funkcjonowania, których nie sposób wyliczyć.

Większości utkwi w pamięci małe, stare miasteczko włoskie lub chorwackie, a nadbałtycka miejscowość, gdzie frytki, dmuchane zwierzaki czy punkty sprawdzania siły uderzenia młotem lub pięścią zapełniają główną ulicę, zapewne wzbudzi niesmak – lepiej o tym zapomnieć. Wszystkiemu winien pieniądz i brak skrupułów w jego zdobywaniu.

Ale my jesteśmy(?), my mamy być inni. Piękne, przedwojenne wzorce lekarzy, przodków naszych kolegów (też lekarzy), to jak stare zabytkowe miasteczko o prawdziwej wartości, a nie kicz. Gdy natomiast ktoś chce podstępnie wprowadzić „kicz” do naszego zawodu, cieszę się, że istnieje prawo, które chroni przed postawą miernoty i utratą prestiżu. UOKiK nałożył na jedną z fabryk leków karę w wysokości 80 tys. zł za reklamę wprowadzającą w błąd konsumentów przez osobę, która podawała się za profesora, eksperta ds. kondycji serca i dietetyka. W rzeczywistości był to aktor, reklamujący suplement diety. Ustalono, że osoba była nieprawdziwa, ale jak sprawa by się miała, gdyby w reklamie wystąpił prawdziwy lekarz? Co grozi lekarzowi, reklamującemu produkt leczniczy? Sytuacja jest prawdopodobna, gdyż można już było usłyszeć reklamę, w której środek higieniczny prezentowany był przez ginekologa z podaniem imienia i nazwiska. Nie był to produkt leczniczy, ale niewiele brakuje, aby zastąpić go dowolnym lekiem.

Trudno nam objąć cały zakres prawa dotyczącego wykonywania zawodu lekarza i dopiero popełniony błąd udziału w reklamie niewątpliwie spowodowałby potrzebę zapoznania się z art. 55 ustawy Prawo farmaceutyczne, który zabrania m.in. osobie posiadającej wykształcenie medyczne prezentowania w reklamie produktu leczniczego. Na dodatek, izba lekarska, po powzięciu informacji o takiej reklamie, musi wszcząć postępowanie z powodu naruszenia Kodeksu Etyki Lekarskiej (art. 63, także 51a i 51g). Podobny przypadek, na szczęście nie jest mi znany, być może dlatego, że uważamy – to się nie godzi.

Ale niestety, w wielu przypadkach godzi się niektórym reklamować własne miejsce pracy. I choć nie spotkałem osoby, która potrafiłaby obronić pogląd, że w reklamowaniu podmiotu leczniczego nie ma nic niewłaściwego, to jednak widzę trolejbusy z taką reklamą, bilbordy, tablice czy ogłoszenia. Należy się zgodzić ze stwierdzeniem, że pomiędzy informacją a reklamą granica bywa płynna. Jednak ta granica, niezależnie od naszych odczuć, została w polskim prawodawstwie określona. Orzeczenie Naczelnego Sądu Administracyjnego mówi, że reklama to działanie kształtujące popyt i zachęcające klientów do skorzystania z usług konkretnego podmiotu. Natomiast informacja zawiera czyste, suche fakty, bez wartościowania – jakie świadczenie, gdzie, kiedy. Problem jest ważki. Niezależnie od przytoczonych artykułów Kodeksu Etyki Lekarskiej, przepisy obowiązującej od 1 lipca b.r. ustawy o działalności leczniczej utrzymały zakaz reklamy świadczeń zdrowotnych, który obowiązywał na podstawie uchylonej ustawy o zakładach opieki zdrowotnej. I nie ma znaczenia, czy reklamę stosuje szpital, NZOZ czy gabinet prywatny. Są to podmioty lecznicze, których zakaz dotyczy. Temat ten wraca notorycznie do władz samorządu lekarskiego, zgłaszany przez kolegów lub zarządzających podmiotami leczniczymi. Nie można wówczas powiedzieć tak jak w jednej, zgodnej z prawem reklam – „a może kawy?”

Janusz Spustek