Diagnoza wstępna

MEDICUS 06/2011

Diagnoza wstępna

Chyba każdy słyszał pogląd, że lekarze tworzą korporację, która broni swoich członków z naginaniem interpretacji prawa. Odnosiło się to przede wszystkim do odpowiedzialności zawodowej. Mamy odmienne zdanie, naginania interpretacji prawa nie ma. Ci, którzy tak sądzą, nie znają wpływu medycyny na możliwość zmiany procesów niezależnych od naszej działalności. Ale prawdę mówiąc, chciałbym, aby nasze postawy odzwierciedlały wzajemny szacunek i aby była to korporacja silna, w której między jej członkami nie iskrzy w znaczący sposób. Mamy wystarczająco dużo powodów do obrony przed zagrożeniami zewnętrznymi, spoza korporacji.

Sejm uchwalił nową ustawę o refundacji leków, środków spożywczych specjalnego przeznaczenia żywieniowego oraz wyrobów medycznych. Kto nie odwiedził strony internetowej Naczelnej Rady Lekarskiej, aby zapoznać się ze stanowiskiem samorządu w tej sprawie – tego zachęcam. Najgroźniejszy jest w ustawie zapis zobowiązujący wszystkich lekarzy, bez względu na rodzaj zatrudnienia, do zawarcia umowy z NFZ na wypisywanie leków refundowanych. Oznaczałoby to, że wszyscy lekarze zatrudnieni na podstawie umowy o pracę, podpisywaliby taką umowę z NFZ ze wszystkimi jej konsekwencjami, w tym niezgodnymi z odpowiedzialnością pracownika określoną przez Kodeks Pracy. Jest niezrozumiałe i nie do przyjęcia – jak można lekarza pracownika (np. w szpitalu) obarczyć odpowiedzialnością (w tym finansową) za wypisanie leków refundowanych w przypadku, kiedy pacjent nie miał do tego uprawnień. Przecież lekarz oddziału szpitalnego nie ma żadnego wpływu na zapis w dokumentacji dokonany podczas przyjęcia do szpitala i określający uprawnienia chorego. Nie ma też możliwości weryfikacji tych uprawnień. Jest wiele przyczyn błędów w określeniu uprawnień do świadczeń zdrowotnych, również po stronie ubezpieczyciela. Za wszystkie byłby odpowiedzialny lekarz. Chociaż mój kolega Artur z ministerstwa zdrowia łagodzi znaczenie zapisów ustawy, dzisiaj nadzieją są poprawki Senatu, które wnoszą wiele oczekiwanych zmian. Może nie trzeba będzie rozważać przystąpienia do sprzeciwu w formie odmowy podpisania umowy z NFZ na refundację leków.

Zbiurokratyzowanie pracy i wpływ niedoborów finansowych jest jak rozwijający się niepostrzeżenie w krótkim czasie nowotwór. Kiedy już widzimy objawy, trudno cokolwiek zmienić. Wspomniane uwarunkowania oddalają model lekarza od kształtowanego przed kilkudziesięciu laty i opisanego jeszcze w Kodeksie Etyki Lekarskiej. Wzajemny szacunek lekarzy nie polega tylko na kurtuazyjnej wymianie ukłonów. Odnosi się też do zachowań na „rynku zdrowia”. Wszystkich nas obowiązują przepisy, choć wielokroć się z nimi nie zgadzamy, mamy inne zdanie. Czy w związku z tym mamy prawo do zachowań porównywalnych do cwaniactwa na drodze, kiedy na pasie na wprost oczekuje ciąg samochodów i jednocześnie niemała grupa je omija, wciskając się na początek kolejki?

Od kilku lat obowiązują nas określone zasady w kierowaniu pacjentów do szpitala i do poradni specjalistycznych, w kierowaniu na badania diagnostyczne i ich finansowaniu. Powinny być zatem „dołączone wyniki badań diagnostycznych i przeprowadzonych konsultacji, zgromadzonych przez lekarza kierującego i stanowiące uzasadnienie rozpoznania wstępnego…” Winien tak czynić lekarz POZ, kierując do poradni specjalistycznej, do szpitala, ale nie wszyscy się do tego stosują. Jednocześnie szpital nie może żądać (często w sposób nieformalny, ustnie) wykonania badań tuż przed planowanym przyjęciem – „wykonanie niezbędnych badań diagnostycznych leży po stronie szpitala”. Nie może też poradnia specjalistyczna, w przypadku objęcia chorego stałą opieką, domagać się wykonywania przez lekarza POZ badań, choćby pozostających w jego kompetencji, ale potrzebnych do kontroli leczenia prowadzonego przez specjalistę. I jeszcze jeden banalny przykład. Zasadę, że kto stwierdza potrzebę skierowania do poradni specjalistycznej, ten wystawia skierowanie, nie wszyscy uznają, a dotyczy ona wszystkich lekarzy, również wypisujących z odpowiednimi zaleceniami ze szpitala. Tymczasem pacjent jest w tym celu kierowany do POZ i na tym polu też iskrzy. Gdybyśmy nie przerzucali wzajemnie na siebie pracy administracyjnej i kosztów funkcjonowania, byłoby to oznaką szacunku wśród lekarzy i powodowało mniej spięć z pacjentami. Nikt przecież nie dąży do tego, aby pacjent „sobie pochodził”. Biedę mamy wspólną i wspólnie ją dzielmy, a korporacja wówczas będzie zintegrowana, silna wewnętrznie i odporna na zagrożenia z zewnątrz.

Janusz Spustek