MEDICUS 4/2011
Moja Pani… doktor
Chimeryczna, dumna i bardzo stanowcza – tak o swojej kotce (mieszaniec persa i dachowca) noszącej niezwykle oryginalne i tajemnicze imię Ultima (z łac. ostateczna), opowiada dr hab. Wiesława Bednarek, z-ca kierownika Kliniki Ginekologii Onkologicznej i Ginekologii SPSK przy ul. Staszica w Lublinie.
Kotka mieszka w domu państwa Bednarków od urodzenia, czyli od 11 lat.
– Oboje z mężem bardzo lubimy koty. Ultima to nasz czwarty kot, ale pierwsza kocica. Poprzednie żyły krócej, bo jak to kocury, włócząc się po okolicy, ulegały różnym przykrym wypadkom. Ultimę wybieraliśmy wspólnie – uznaliśmy, że była najpiękniejsza w całym miocie, wyróżniała się pięknym, szylkretowym futerkiem – i, jak widać, mieliśmy dobrą rękę, bo w doskonałym zdrowiu jest z nami już tyle lat – opowiada dr Bednarek.
Wbrew pozorom, Ultima nie jest chodzącą łagodnością i kocią uległością. – Ma charakterek – śmieje się jej właścicielka. – Najbardziej związana jest z moim mężem, którego po prostu uwielbia. Mąż zresztą bardzo jej dogadza, kupuje smakołyki i ryby, zaprasza na popołudniowe drzemki – nie uchroniło go to jednak przed desperackim aktem wandalizmu, na jaki zdecydowała się kiedyś kotka. Widząc spakowaną walizkę męża (na wierzchu leżał garnitur), po prostu na nią nasikała. Tak naprawdę to była rozpacz, bo Ultima nie znosi, jak wyjeżdżamy. Jak widzi torby i walizki, od razu wie, co się święci i natychmiast bardzo obrażona ucieka z domu, potrafi się zaszyć tak, że nie możemy jej znaleźć. Po naszym powrocie nie jest lepiej, gniewa się nawet dwa tygodnie!
Co prawda, kiedyś Ultima została zabrana na tygodniowe wakacje, ale prawie to odchorowała, tak że nigdy więcej właściciele nie zdecydowali się na powtórzenie tego eksperymentu.
Kotka trzy razy była mamą, za każdym razem piątki równie urodziwych jak ona kociąt. Wszystkie zostały rozdane na pniu. – Mam nadzieję, że dzieci Ultimy dają swym właścicielom tyle radości co ona nam – uśmiecha się dr Bednarek.
Anna Augustowska