Rodzić – przede wszystkim bezpiecznie
z profesorem Janem Oleszczukiem, konsultantem wojewódzkim do spraw położnictwa i ginekologii, kierownikiem Katedry i Kliniki Położnictwa i Perinatologii w SPSK nr 4 w Lublinie, rozmawia Anna Augustowska
• Panie profesorze, jak wiele porodów domowych pan odebrał?
– Zdziwię panią, ale żadnego. Nigdy nie byłem wzywany do rodzącej w domu, mimo że w swoim zawodzie jestem od 1971 roku. Nie pamiętam, by przez te wszystkie lata przywieziono do kliniki przy ul. Jaczewskiego choćby jedną kobietę po porodzie, który odbył się planowo w domu.
• Przez 40 lat nie było takich porodów w domu?!
– Jeśli nawet, to musiały to być pojedyncze przypadki i ja ich nie pamiętam. Od co najmniej połowy XX wieku porody w Polsce odbywają się w szpitalach. To standard. Już nawet w latach 30. minionego wieku przeważająca liczba dzieci rodziła się szpitalach czy izbach porodowych, a nie w domach.
• Już wkrótce, bo w kwietniu 2011 r. zacznie obowiązywać rozporządzenie ministra zdrowia z dnia 23 września 2010 r. „w sprawie standardów postępowania oraz procedur medycznych przy udzielaniu świadczeń zdrowotnych z zakresu opieki okołoporodowej sprawowanej nad kobietą w okresie fizjologicznej ciąży, fizjologicznego porodu, połogu oraz opieki nad noworodkiem” (Dziennik Ustaw z 2010 roku, nr 187), na mocy którego kobieta, wspólnie z lekarzem będzie mogła wybrać, czy urodzi w domu czy w szpitalu. To dobrze czy źle?
– Odpowiem, opierając się na statystykach, które jasno pokazują, że 3% wszystkich ciąż to ciąże wysokiego zagrożenia (zatrucia ciążowe, cukrzyca matki, jej wady serca, choroby nowotworowe, hematologiczne itp.). Prowadzenie takiej ciąży już jest wyzwaniem dla lekarza, nie mówiąc o samym porodzie, który z oczywistych powodów musi odbyć się w szpitalu. Później mamy grupę ok. 15% ciąż średniego zagrożenia, m.in. z powodu niewydolności łożyska czy zagrożenia porodem przedwczesnym. To także ciąże, które powinny być rozwiązane w szpitalu. Ale to nie wszystko. W największej grupie rodzących, czyli wśród zdrowych kobiet, u których ciąża przebiega całkowicie prawidłowo i która teoretycznie może decydować się na poród w domu, aż u 10% w czasie porodu wystąpią komplikacje nie do przewidzenia wcześniej. Może zdarzyć się np. niedotlenienie dziecka, zapętlenie pępowiny albo krwotok u matki.
Z tego właśnie powodu jestem bardzo sceptycznie nastawiony do porodów w domu, gdzie nie ma możliwości na szybką i skuteczną pomoc w tak dramatycznych okolicznościach, jak np. masywny krwotok. Jeśli do takiej sytuacji dojdzie w Lublinie, to jeszcze pół biedy, bo jest możliwość szybkiego transportu do szpitala, ale co będzie, jeśli wydarzy się to w małej, leżącej gdzieś na obrzeżach regionu miejscowości? Sam, średnio raz w miesiącu, byłem wzywany do takich sytuacji, a przecież te kobiety były w szpitalu i mimo to lekarze nie zawsze mogli sobie sami z krwotokiem poradzić. Dlatego zawsze mam przy sobie telefon i o każdej porze dnia i nocy, w razie potrzeby, jadę do nawet najdalszych zakątków Lubelszczyzny.
• Zwolennicy porodów domowych podkreślają jednak, że ciąża i poród to nie choroba, że matka natura wystarczająco dba o bezpieczeństwo narodzin, a intymność, ciepło domowe, obecność bliskich osób przy rodzącej to optymalne warunki dla rodzącego się dziecka.
– Nadal uważam, że najważniejsze jest bezpieczeństwo rodzącej i jej dziecka. To właśnie dzięki działającemu na Lubelszczyźnie od 1993 roku programowi trójstopniowej opieki perinatalnej możemy się chlubić najniższą w Polsce umieralnością okołoporodową. Ten system zaowocował najniższym wskaźnikiem umieralności okołoporodowej w Polsce w ostatniej dekadzie – a przecież nasz region to najuboższe województwo w kraju. Opiera się na prostej zasadzie: kobiety z zagrożoną ciążą są natychmiast kierowane do centrum perinatalnego lub szpitali wyższego stopnia referencyjnego, gdzie pod opieką profesjonalistów rodzą bezpiecznie swoje dzieci. Podobne efekty daje Lubelski System Błyskawicznego Reagowania w Ciężkich Krwotokach Poporodowych. To dzięki niemu zmniejszyliśmy śmiertelność kobiet z ciężkim krwotokiem poporodowym, który jest najczęstszą przyczyną zgonów kobiet w związku z ciążą, porodem i połogiem nie tylko w Polsce, ale na całym świecie.
Ze względu na 100% skuteczność publikacja z Lublina na ten temat znalazła się w pierwszym na świecie podręczniku o krwotokach poporodowych „A Texbook of Postpartum Hemorrhage”, który został wydany w 2006 roku w Londynie. Opracowanie na temat strategii perinatalnej w województwie lubelskim (obejmuje obok już wspomnianych, także program profilaktyki wcześniactwa, zapobiegania wad wrodzonych, promocję karmienia piersią i program profilaktyki raka szyjki macicy u kobiet ciężarnych) znajdzie się lada moment w materiałach Rady Naukowej przy Ministerstwie Zdrowia, którą kieruje prof. Zembala.
Jeśli rzeczywiście teraz kobiety będą chciały korzystać z prawa do rodzenia w domu, te wskaźniki i cały wypracowany przez nas i, jak widać, doskonale działający system, może się niebezpiecznie zachwiać.
• A inne argumenty, że takie narodziny będą minimalizować nieuzasadnione interwencje medyczne, zbyt często stosowane w polskich szpitalach – m.in. nacięcie krocza czy cięcia cesarskie, nie mówiąc o tym, że poród w domu jest obarczony mniejszym ryzykiem niż poród w szpitalu, gdzie występują groźne szczepy bakterii, obecne w każdej placówce opieki zdrowotnej.
– Z całą siłą podkreślę więc jeszcze raz: trzeba tak udoskonalić opiekę nad rodzącą w szpitalu, aby te zagrożenia zminimalizować albo wręcz wykluczyć. Myślę tu o stworzeniu tzw. szpitali czy oddziałów położniczych prowadzonych przez położne. To tu mogłyby rodzić kobiety zdrowe z prawidłowo przebiegającą ciążą. Marzą mi się pojedyncze sale, wręcz pokoje, w których kobieta mogłaby urodzić dziecko jak we własnym domu, z bliskimi i w intymnych warunkach, ale pod dyskretną opieką i pomocą położnej, która – gdyby jednak pojawiły się jakieś komplikacje – mogłaby natychmiast wezwać lekarza.
• Może jednak te obawy są trochę na wyrost? Na zachodzie Europy, w tym w Holandii, aż 30% porodów odbywa się w domu.
– Ale nikt nie mówi, że właśnie w Holandii jest duża w tej części Europy umieralność okołoporodowa. Poza tym, w Polsce, jak pokazują liczby, tylko znikoma grupa kobiet podejmuje decyzję o odbyciu porodu w domu. W 2009 roku w całej Polsce w domu urodziło się tylko ok. 120 dzieci na ok. 400 tysięcy wszystkich urodzeń.
Jestem przekonany, że mimo wszystko domowe porody nie będą zjawiskiem częstym.
Aby poprawić warunki porodów, wyjść wreszcie z ciasnoty i mało komfortowych warunków, jakie teraz mamy w klinice, podjęliśmy wspólnie z dyrekcją szpitala i władzami Uniwersytetu Medycznego, a także przy poparciu Ministerstwa Zdrowia decyzję o wybudowaniu w Lublinie nowego Centrum Perinatalnego. Sprawa dopiero nabiera rumieńców, ale jeśli wszystko potoczy się zgodnie z naszymi zamierzeniami, powstaną nowe obiekty, gdzie każda kobieta znajdzie wymarzone warunki do urodzenia swego dziecka, zapewnienia mu wszechstronnej pomocy i opieki. Jestem przekonany, że mimo wszystko domowe porody nie będą zjawiskiem częstym.
Aby poprawić warunki porodów, wyjść wreszcie z ciasnoty i mało komfortowych warunków, jakie teraz mamy w klinice, podjęliśmy wspólnie z dyrekcją szpitala i władzami Uniwersytetu Medycznego, a także przy poparciu Ministerstwa Zdrowia decyzję o wybudowaniu w Lublinie nowego Centrum Perinatalnego. Sprawa dopiero nabiera rumieńców, ale jeśli wszystko potoczy się zgodnie z naszymi zamierzeniami, powstaną nowe obiekty, gdzie każda kobieta znajdzie wymarzone warunki do urodzenia swego dziecka, zapewnienia mu wszechstronnej pomocy i opieki.